Ktoś wyłączył światło

GN 1/2018

publikacja 04.01.2018 00:00

O wyrwaniu z depresji i krokach, które warto uczynić w ciemności, mówi Adrian Wawrzyczek.

Ktoś wyłączył światło Roman Koszowski /Foto Gość

Marcin Jakimowicz: „Weź się ogarnij. Zrób coś z sobą” – słyszałeś takie podpowiedzi?

Adrian Wawrzyczek: Wielokrotnie. Samemu nie da się tego zrobić, dziś już to wiem. Depresja to nie walka na własną rękę. Trzeba skorzystać z pomocy specjalisty, lekarza, psychiatry. Wiem, wiem, to temat tabu i wielu ludzi wstydzi się tego, ale chcę im podpowiedzieć: nie warto się męczyć. „Weź się ogarnij” – takie słowa początkowo bardzo mnie irytowały. Ale przychodzi taki moment w chorobie, gdy po prostu trzeba się wziąć w garść.

W każdej rodzinie znajdzie się jakiś „wujek dobra rada”, który rzuci: z takimi trzeba ostro, a nie cackać się jak z jajeczkiem…

Zdarzają się tacy ludzie. Myślę, że to oni mają problem. Łatwo radzić w nie swojej sprawie. Takie rady bardzo podcinają skrzydła. „Zrób z sobą coś”. Ale co? Doświadczyłem w życiu czterech rzutów choroby. Przychodziła w kluczowych momentach: przy przejściu z podstawówki do szkoły średniej (nikt nie chciał uwierzyć, że taki młody, uzdolniony chłopak może mieć depresję) i przy zmianach pracy. Zawsze w chwili, gdy musiałem zmierzyć się z nauczeniem się wielu nowych rzeczy pod presją czasu. Z przeładowaniem, ze zmianą.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.