Piłsudski – na zgodę

Andrzej Nowak

|

GN 50/2017

publikacja 14.12.2017 00:00

Mamy znowu niepodległość, już nie 20 lat, ale ponad ćwierć wieku. Czy jednak możemy czuć się bezpieczni?

Piłsudski – na zgodę

Sens historycznej pamięci wyznaczają przede wszystkim dwa motywy. Pierwszym jest opiewanie czynów znakomitych lub wywołujących grozę zdarzeń, bohaterstwa i ofiar. Drugim – poszukiwanie źródeł zła, kryzysu, zagrożenia, które dostrzegamy wokół siebie lub we wciąż oddziałującej na nas przeszłości. Tak Tukidydes szukał kiedyś początku zła (arche kakon), które doprowadziło do wybuchu niszczącej wspólnotę greckiego świata wojny peloponeskiej. My spieramy się dzisiaj o to, dlaczego wybuchły wielkie wojny – pierwsza światowa, potem druga. Opiewamy ich bohaterów i ofiary.

Teraz zaczynamy rok jubileuszu: 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. W centrum pamięci z tym związanej pojawia się Józef Piłsudski. Nie on jeden, oczywiście. On jednak najmocniej jest w niej zapisany. Będziemy więc jego i innych przypominali jako bohaterów tego jubileuszu. Pojawić się powinno także pytanie: dlaczego udało się wtedy, sto lat temu, utrwalić niepodległość tylko na lat dwadzieścia? I z perspektywy możliwych zagrożeń dzisiejszej niepodległości bedziemy się zastanawiać nad tym, jak ich uniknąć; tak spróbujemy również odczytywać lekcję historii sprzed stu lat.

Niedawno uczestniczyłem w takiej lekcji, wydaje mi się – istotnej. Była to zorganizowana wspólnie przez Instytut Historii Litwy, Instytut Polski w Wilnie, Instytut Historii PAN oraz IPN konferencja z okazji 150. rocznicy urodzin Józefa Piłsudskiego. Uczeni litewscy i polscy spotykają się nie pierwszy raz. Przełomowe znaczenie tej konferencji polegało jednak na tym, że po raz pierwszy w rzeczowej debacie udało się spotkać wokół Józefa Piłsudskiego. Dotąd był on niezmiennie kamieniem obrazy dla Litwinów – jako ten, który zabrał im stolicę. Teraz blisko dwustu uczestników, w przeważającej większości nie Polaków z Litwy, ale „litewskich Litwinów”, przysłuchiwało się z zainteresowaniem referatom najwybitniejszych badaczy z obu krajów, prezentujących wielostronny, bogaty obraz Marszałka, jego polityki i osobowości. A także głębokie żmudzkie korzenie tej osobowości. Wracało wciąż pytanie: czy można było uniknąć konfliktu, który nas wtedy podzielił? Czy to, że Litwini przejmowali Wilno z rąk bolszewików jako ich sojusznicy, a Polacy przed bolszewikami bronili nie tylko przecież Polski, ale także faktycznie Litwy (jak też Łotwy, Estonii, Czechosłowacji, Węgier… – całej Europy Środkowo-Wschodniej) – nie powinno nam i dzisiaj dać do myślenia?

Do tej kwestii nawiązał także Vytautas Landsbergis, składający po raz pierwszy w tym roku kwiaty pod mauzoleum na cmentarzu Na Rossie, na którym spoczywa matka Piłsudskiego, a także serce Marszałka. Nestor litewskich nacjonalistów konserwatystów, nieugięcie broniąc litewskiego punktu widzenia na utratę Wilna w 1920 roku, przyznał jednak, że są powody, by i Litwini uszanowali pamięć Piłsudskiego: jako wielkiego syna ich ziemi i jako obrońcy naszej części Europy przed bolszewickim najazdem. Z sobie właściwym humorem stwierdził, że „Polska funkcjonowała dobrze, gdy była rządzona przez Litwinów. Najpierw to byli Jagiellończycy, a później Piłsudski”.

To już są jakieś przesłanki do zbliżenia, do porozumienia, do zrozumienia, na czym polega znaczenie niepodległości: naszej i litewskiej, a także niepodległości innych narodów naszego regionu, które w roku 2018 będą świętowały 100. rocznicę walk o własne państwo w momencie rozpadu krępujących wolność imperiów. Jednym, jak Polsce czy Litwie, te walki udało się uwieńczyć sukcesem. Ale tylko na 20 lat. Do paktu Ribbentrop–Mołotow. Inne, jak Białoruś czy Ukraina, nie osiągnęły nawet tych ważnych dwudziestu lat wolności.

Czy w braku porozumienia między nami, między narodami obszaru bałtycko-czarnomorskiego Międzymorza, narodami – dziedzicami Rzeczypospolitej, nie leży arche kakon – źródło owego zła, którym okazała się możliwość odrodzenia agresywnego imperializmu wielkich sąsiadów tego regionu: Rosji i Niemiec? Wtedy, w 1918 roku, takie porozumienie było może nierealne. Młode nacjonalizmy musiały się „wyszumieć”, szukając wrogów tam, gdzie ich nie było, a w każdym razie – gdzie na pewno nie byli oni najgroźniejsi.

Teraz, sto lat później, warto raz jeszcze nad ową historyczną lekcją się zatrzymać. Mamy znowu niepodległość, już nie 20 lat, ale ponad ćwierć wieku. Czy jednak możemy czuć się bezpieczni? Imperialna zasada divide et impera działa znów, by skłócać nasze narody. Głupota im pomaga. Lekcja historii powinna przeciwdziałać – jak antidotum – tej głupocie. Powinna, choć nie wszędzie działa – by wymienić choćby kraj, w którym na sztandary historycznej chwały wprowadzony został symbol ludobójstwa dokonanego na Polakach. Na Litwie, mimo wielkich różnic w spojrzeniu na nasze dzieje sprzed stu lat i mimo istniejącego tu także rachunku krzywd, którego konferencje historyczne nie wyrównają, przełomowe spotkanie wokół postaci Piłsudskiego daje sygnał nadziei: nadziei na współpracę w zabezpieczeniu naszej niepodległości w XXI wieku. Może stopniowo będą dołączać także inni?•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.