Dlaczego to nie jest nasz cel?

GN 46/2017

publikacja 16.11.2017 00:00

Natrafiłem na rozmowę z biskupem Antoinem Chberem z Tartus w Syrii. Jest on kolejnym hierarchą z Bliskiego Wschodu, który dobitnie mówi, że tamtejszych chrześcijan nie należy przyjmować do Europy, ale zdecydowanie lepiej pomagać im na miejscu.

Dlaczego to nie jest nasz cel?

Z powodów czysto ludzkich – w Syrii są u siebie, w swoim domu, a do europejskich warunków trudno im się przyzwyczaić. Ale wśród przyczyn są również kwestie ekonomiczne – za te same pieniądze można pomóc dziesięć razy większej liczbie osób na miejscu, niż w Europie. Przypomnę, że to nie są moje słowa, ale opinia syryjskiego biskupa. W rozmowie pojawił się też wątek islamski. Biskup z Tartus przekonywał, że ponieważ syryjscy chrześcijanie od wieków żyją razem z muzułmanami i dzięki temu dobrze ich znają, i tylko oni potrafią zanieść Ewangelię do świata arabskiego. A na Bliskim Wschodzie żyje 300 mln wyznawców Allaha. Zaraz potem dodał jednak zdanie, którego nie rozumiem: „Nie chodzi o to, że chcemy ich wszystkich nawrócić na chrześcijaństwo, nie to jest naszym celem”. Nie pojmuję, dlaczego katolicki biskup zastrzega się, że jego celem nie jest nawrócenie muzułmanów na chrześcijaństwo? Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że przyprowadzenie do Kościoła 300 mln muzułmanów żyjących na Bliskim Wschodzie jest niewykonalne, skoro nawet św. Franciszkowi z Asyżu nie powiodła się taka misja ewangelizacyjna. To jest dla mnie jasne. Prawdopodobnie wcześniej chrześcijanie zupełnie znikną z Syrii, niż tamtejsi muzułmanie trafią do Kościoła…

Realizm jest potrzebny, nie rozumiem jednak, skąd bierze się wyraźnie zarysowany rodzaj kapitulanctwa. Nie jest naszym celem nawrócenie wszystkich tamtejszych muzułmanów na chrześcijaństwo. Nie wspominałbym o tym jednym, właściwie marginalnym w całej rozmowie zdaniu, gdyby nie to, że wyrażone tu przekonanie wcale marginalne nie jest. My nie chcemy wszystkich nawrócić. Ciągle to gdzieś słyszę. Niby wszyscy katolicy dobrze wiedzą, że Kościół ze swej natury jest misyjny, to znaczy posłany do wszystkich, ale gdy przychodzi co do czego, to człowiek dowiaduje się, że „nawrócenie wszystkich muzułmanów nie jest naszym celem”. Nie dziwi mnie już takie stawianie sprawy, bo – jak wspomniałem – takie myślenie jest mocno rozpowszechnione w Kościele. Chciałbym jednak wiedzieć, skąd ono się wzięło. Jakimi szczelinami wsączyło się do naszych głów tak bardzo, że uznajemy za stosowne i właściwe zaznaczyć, że nie chodzi nam o przyprowadzenie wszystkich do Chrystusa. I to nawet wtedy, gdy nikt takiej deklaracji nie oczekuje.

Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na tekst amerykańskiego arcybiskupa Charlesa J. Chaputa z Filadelfii. Jest to konferencja na temat adhortacji „Amoris laetitia”, wygłoszona do księży. Nie ma co ukrywać, że odkąd ten dokument się ukazał, wzbudza spore kontrowersje, co na wstępie zaznaczył abp Chaput. Choć konferencja była adresowana do duszpasterzy, to jednak wszystkim może pomóc w zrozumieniu papieskiej adhortacji (ss. 34–36).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.