Zupa z dyni

GN 43/2017

publikacja 26.10.2017 00:00

Współcześni druidzi starają się nas nawrócić na magiczny materializm.

Zupa z dyni

Kto może dzwonić do mieszkania w wigilię Wszystkich Świętych? Z trudem zwlekam się z fotela, otwieram drzwi i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Obok wycieraczki stoją w zwartym szeregu dwa wilkołaki, trzy wiedźmy i jeden mały wampir, który po bliższych oględzinach okazuje się synem Marciniaka spod siódemki. – Czego? – pytam uprzejmie. – Cukierek albo psikus – pada odpowiedź.

Nazajutrz nie mam wątpliwości, że wybrałem słusznie. W końcu klamka wysmarowana pastą do zębów to nie koniec świata. Mogłem trafić znacznie gorzej. Podobno druidzi, którzy chodzili po mieszkaniach w czasach przedchrześcijańskich, zamiast słodyczy domagali się młodej dziewczyny na ofiarę. A jak ktoś akurat nie miał takiej w domu, to mu malowali sprayem na elewacji pentagramy przyzywające demony.

Żarty żartami, ale Celtowie, którzy zapoczątkowali tradycję Halloween, traktowali kwestie duchowe ze śmiertelną powagą. Wierzyli, że 31 października bóg śmierci Samhain uwalnia dusze zmarłych i pozwala im krążyć wśród żywych. O ile uprawiający magię druidzi czuli się tego dnia wyśmienicie, o tyle prości chłopi drżącymi rękami rozpalali ogniska i przywdziewali maski mające odstraszyć złe duchy.

Co zostało z tych pogańskich obrzędów w dzisiejszej popkulturze? Kupa śmiechu i rekwizyty z tanich horrorów: trupie czaszki, maski zombie, sztuczne oczy na gumce plus wiaderko ketchupu imitującego krew. Inna sprawa, że taplanie się w tandetnej makabrze nie wszystkim wystarcza. Filmowe gadżety sprawdzają się głównie jako rozweselacze, a przecież w Halloween wypadałoby choć raz się przestraszyć. A czego się bać w sformatowanym świecie, który został stworzony po to, by zapewnić nam całkowite bezpieczeństwo?

Blok z nowym mieszkaniem, biuro, szkoła, bank, galeria handlowa, sieciowa restauracja przypominają budowle z klocków LEGO, między którymi przemieszczają się uśmiechnięte ludziki. Nie ma już tabu, bo o wszystkim codziennie piszą tabloidy. Nie ma sacrum, bo nikt nie lubi tajemnic bez pokrycia. Śluby, podobnie zresztą jak rozwody, kojarzą się ludziom głównie z kasą wydaną na kreacje i księdza lub prawnika. Przed narodzinami dziecka trzeba wybrać komfortową klinikę, modne imię i bogatych chrzestnych. A kiedy umiera ktoś bliski, zamówić firmę pogrzebową, żeby go umyła, zapakowała do pudełka i wywiozła na cmentarz. W strukturze miasta pozostały tylko dwa miejsca budzące niepokój. To szpital psychiatryczny i ciemny zaułek, w którym może nas dopaść seryjny morderca.

Nic dziwnego, że czarodzieje z Hollywood stworzyli postać Michaela Myersa – zbiegłego z wariatkowa pacjenta, który w serii horrorów „Halloween” ugania się z nożem w ręku za kolejnymi ofiarami. W epoce, w której śmierć została strywializowana i zmarli przestali być straszni, tylko żywy psychopata jest w stanie wywołać w nas dreszcz przerażenia. Dla współczesnego historyka idei ta zmiana akcentów jest zrozumiała, ale jeśli dusza jakiegoś Celta błąka się jeszcze po świecie, musi być bardzo zdziwiona. W czasach, gdy mieszkała w ciele, nikt nie bał się zwykłych śmiertelników, bo nawet najgorszemu wrogowi można było dać odpór za pomocą miecza. Gorzej z duchami.

Mimo wszystko trochę szkoda, że urwał się nam kontakt ze światem pozagrobowym. Bo choć dusze zmarłych budziły grozę, próbowały nam czasem powiedzieć coś ważnego. Jedne – jak u Mickiewicza – preferowały tonację serio: „Kto nie doznał goryczy ni razu,/ Ten nie dozna słodyczy w niebie”. Inne – jak u Edgara Lee Mastersa – popadały w groteskę: „Dlaczego pozwalacie, aby córka modystki, Dora,/ I niecny syn Benjamina Pantiera/ Nocą czynili mój grób swym plugawym łożem?”. W gruncie rzeczy jednak zarówno pogańskie, jak i chrześcijańskie duchy nikomu krzywdy nie robiły. Przeciwnie: swoim przykładem potwierdzały prawdę, że warto żyć moralnie, żeby później nie żałować. Co innego druidzi, którzy ich kosztem rozkręcali okultystyczny biznes.

Jakie czasy, tacy druidzi. Ci współcześni gotują zupę z dyni i starają się nas nawrócić na magiczny materializm, najwyraźniej ulegając podszeptom starego diabła z moralitetu Clive’a Staples’a Lewisa. Dlatego pozwolę sobie zachować wstrzemięźliwość wobec tradycji Halloween, która każe dzieciom nachodzić Bogu ducha winnych sąsiadów. Będę konsekwentnie czyścił klamkę z pasty do zębów, a cukierka nie dam.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.