Jezus przyszedł coś zjeść. Smakowało Mu

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

publikacja 05.10.2017 14:53

„Jezus w postaci ubogiego młodzieńca dziś przyszedł do furty” - napisała Faustyna. Nie był hologramem ani zjawą.

Może być, że Jezus chodzi między nami całkiem dosłownie. Tak, jak to się zdarzyło jesienią 1937 roku w krakowskich Łagiewnikach. „Jezus w postaci ubogiego młodzieńca dziś przyszedł do furty” – zapisała św. Faustyna w Dzienniczku. Nie był to żaden hologram, żadne tam wzrokowe przywidzenia. Święta opisuje jego wygląd dokładnie: „Wynędzniały młodzieniec, w strasznie podartym ubraniu, boso i z odkrytą głową, bardzo był zmarznięty, bo dzień był dżdżysty i chłodny. Prosił coś gorącego zjeść”.

Faustyna znalazła trochę zupy, podgrzała ją, domieszała chleba i podała to „ubogiemu, który zjadł”. Zjadł! Zupełnie jak wtedy, gdy spotkał się z uczniami po zmartwychwstaniu, dając tym dowód, że nie jest zjawą, tylko żywym człowiekiem. Gdy odbierała od niego kubek, Jezus dał jej poznać, kim jest. I znikł. Usłyszała wtedy w duszy: „Córko Moja, doszły uszu Moich błogosławieństwa ubogich, którzy oddalając się od furty błogosławią Mi i podobało Mi się to miłosierdzie twoje w granicach posłuszeństwa i dlatego zszedłem z tronu, aby skosztować owocu miłosierdzia twego”.

Widać z tego, że Jezusowi bardzo smakuje owoc ludzkiego miłosierdzia. I nie musi to być owoc egzotyczny, nadzwyczajny. Nawet przeciwnie – Jezus chce kosztować tego miłosierdzia, które jest dostępne w tej chwili, a w tej chwili dostępne jest zazwyczaj coś mało widowiskowego i niekoniecznie zachęcającego. W tym rozpoznawaniu okazji do takiego miłosierdzia Faustyna osiągnęła perfekcję.

Taki drobny, a przy tym urzekający przykład: Faustyna odprawia medytację w kaplicy. Obok niej modli się zakonnica z jakąś „gardłową sprawą”. Tamta „ustawicznie chrząka i pokaszluje, nieraz bez przerwy” – pisze Faustyna. Święta nie może się skupić, chce przenieść się do drugiego kąta kaplicy. Ale nie robi tego. „Pomyślałam sobie, gdy zmienię miejsce, Siostra ta spostrzeże się, a tym samym może doznać przykrości, że się od niej odsuwam. Postanowiłam trwać na modlitwie i na swoim miejscu ofiarując Bogu akt cierpliwości”. Gdy kończyła medytację, nagle jej duszę zalało szczęście tak wielkie, ile tylko jej serce zdołało pomieścić. „I dał mi Pan poznać, że gdybym się usunęła od tej Siostry, usunęłabym się też i od tych łask, które na duszę moją spłynęły” – zapisała.

O takich aktach miłosierdzia Jezus mówi Faustynie wielokrotnie. Tego od nas chce i tego się domaga jako warunku, żebyśmy doznali jego miłosierdzia. Faustyna zauważa w innym miejscu, że nie ma człowieka, którego nie byłoby stać na miłosierdzie. Każdy się może przynajmniej modlić za kogoś, a to już akt miłosierdzia – i to wcale niemały.

Święta Faustyno, módl się za nami, żebyśmy nie tracili okazji.