Co uwiera w celibacie

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 40/2017

publikacja 05.10.2017 00:00

Zniesienia celibatu najbardziej chcą ci, którzy nie znoszą zobowiązań.

Co uwiera w celibacie

Ostatnio znowu po mediach chronicznie zatroskanych o Kościół tłucze się temat celibatu, oczywiście z postulatem zniesienia go.

Znajomy ksiądz, wiekowy już człowiek, mawia: „Gdy ktoś kwestionuje mój celibat, gratuluję mu życia w czystości”. Zdaniem tego księdza celibat atakują głównie ludzie, którzy mają problemy z własnym sumieniem w zakresie szóstego przykazania.

Coś w tym chyba jest. Dzieciom i wnukom rewolucji seksualnej nie mieści się w głowach, że bezżenna czystość może być podjętym w sposób wolny wyborem i że można w tym wyborze wytrwać do śmierci. To musi powodować niepokój zdrajców małżeńskich i innych osób żyjących w grzesznych związkach.

Seks oderwany od płodności stał się dziś religią, a że trudno wyznawać dwie religie naraz, jedną z nich trzeba uznać za fałszywą. Więc którą? No przecież nie tę, którą się praktykuje. Stąd biorą się te wszystkie psychologiczne analizy, jak też źle wpływa na człowieka „brak relacji seksualnych”. Stąd płyną te sugestie, że nikt normalny nie żyje w celibacie, że to tylko udawanie, bo naprawdę wszyscy lub prawie wszyscy celibatariusze prowadzą podwójne życie.

Napisała mi kiedyś jedna pani: „Wielu księży boleśnie odczuwa brak życia z kobietą”. Odpisałem jej, że podobnie wielu żonatych mężczyzn boleśnie odczuwa brak życia bez kobiety.

Ale czy nie jest tak? Nie można się sprawdzić jednocześnie na wielu drogach i dlatego zawsze będziemy mieli pokusy zazdroszczenia tym, którzy idą tą drugą drogą. Zawsze będzie mnie kusił lukier na cudzym pączku zgodnie z zasadą: „Tam jest dobrze, gdzie nas nie ma”.

Ktoś powie, że celibat jest nienaturalny. Ha, należałoby raczej powiedzieć, że jest nadnaturalny, bo jest darem Bożym danym nielicznym ze względu na licznych. Potwierdził to sam Jezus, mówiąc: „Są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni” (Mt 19,12b).

A zatem to dla królestwa Bożego jest celibat. To dla naszej wolności i szczęścia Bóg daje niektórym taki dar. Widocznie królestwo Boże zyskuje dzięki celibatowi. Widocznie tak jest lepiej.

A że są tacy, którzy łamią celibat? A przepraszam, czyżby nie było mężów, którzy zdradzają żony, i żon niewiernych mężom? Czy zdarzające się nieprawidłowości oznaczają, że trzeba znieść to, co prawidłowe? Czy z faktu, że ludzie grzeszą, wynika, że nie należy żyć uczciwie?

Nasza cywilizacja zdaje się upatrywać wyzwolenia i upragnionej swobody ducha w życiu pełnym przywilejów, lecz pozbawionym obowiązków. To tak, jakby ludzkość próbowała naciągnąć prezerwatywę na wszystko, co może pociągać życiowe skutki. Żeby tylko nie trzeba było podejmować decyzji o trwałych konsekwencjach.

Co tak boli ludzi w celibacie? Po prawdzie to samo, co w sakramentalnym małżeństwie: nieodwołalne zobowiązanie.

Kto jednak zaufa Bogu i zaryzykuje, zauważy, że sam Bóg go niesie.

Nieludzkość dziecka

Rzecznik Praw Dziecka zgłosił projekt ustawy, zgodnie z którą pijące alkohol kobiety w ciąży byłyby zmuszone poddać się terapii antyalkoholowej. Powód jest prosty: każda ilość alkoholu jest szkodliwa dla dziecka rosnącego w łonie matki. Może się to skończyć śmiercią dziecka albo jego upośledzeniem i kalectwem. To jednak nie są argumenty dla feministek. Jedna z nich, Agnieszka Graff, zaalarmowała w „Wysokich Obcasach”, że ustawa ta to „wprowadzenie do polskiego społeczeństwa kategorii obywatelstwa płodu, a w ślad za nim – pełnego zakazu aborcji”. I dalej: „Mamy oswoić się z myślą, że płód jest podmiotem praw, kobieta w ciąży swoje prawa traci. Staje się mobilnym pojemnikiem na nienarodzonego obywatela i – do chwili rozwiązania – własnością państwa”. Ojojoj, straszne rzeczy, dziecko mogłoby zostać uznane za człowieka. O to przecież cały ten krzyk, że dla feministek dzieci to śmieci, dopóki się nie urodzą. A gdy się urodzą, następuje cudowna przemiana i nagle ze śmiecia mamy człowieka, w tym często nawet kobietę. I wtedy jakoś nie dziwi się pani Graff, że matka „swoje prawa traci”, bo za pijaństwo przy dziecku może nawet trafić do więzienia. Tak więc rzecz nie polega na utracie praw kobiet, lecz na uznaniu praw wszystkich kobiet i mężczyzn, a nie tylko tych, którym prawa przyznaje Agnieszka Graff z koleżankami.

Jak długo jeszcze?

Polska jeszcze nie wypowiedziała genderowej konwencji „antyprzemocowej”, przyjętej za poprzedniej władzy. Przypominamy, że trzeba to zrobić!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.