Wdzięczna pamięć

Andrzej Nowak

|

GN 38/2017

publikacja 21.09.2017 00:15

Wdzięczność przypomina, że nie jesteśmy bogami, że nie sami siebie stworzyliśmy – ale że jesteśmy, kim jesteśmy, dzięki innym.

Wdzięczna pamięć

Jesteśmy ludźmi dzięki pamięci. Ona tworzy naszą tożsamość. Ale pamięć mają też komputery, nawet lepszą od naszej. Nas wyróżnia pamięć, która przechowuje wdzięczność. Ona przypomina, że nie jesteśmy bogami, że nie sami siebie stworzyliśmy – ale że jesteśmy, kim jesteśmy, dzięki innym. Pół wieku temu słyszałem słowa piosenki: „Za trzydzieści parę lat,/ Jak dobrze pójdzie/ Piękny będzie stary świat,/ Wspaniali ludzie,/ Pełny dobrobyt,/ Nastrój świąteczny,/ Nasze pomniki staną w krąg/ Będzie przecież nowy rok –/ Rok dwutysięczny…”. Śpiewał Jan Pietrzak. Potem słyszałem tyle innych, poruszających moją wyobraźnię słów tego autora, w końcu usłyszałem i śpiewałem z milionami – tak jest, dosłownie z milionami – tę najważniejszą pieśń, którą śpiewało się na stojąco, jakby była hymnem: „Żeby Polska była Polską”.

Śmiałem się i rozumiałem lepiej, co wyśmiewam, oglądając występy Kabaretu pod Egidą. Rozumiałem coraz lepiej, jak ważną postacią dla mojej kultury i pamięci jest Pietrzak. Że to w prowadzonym przez niego od 1960 roku studenckim Teatrze Hybrydy odbywały się premiery sztuk Janusza Krasińskiego, Włodzimierza Odojewskiego, Jerzego Krzysztonia; że na kabaretowej scenie Pietrzakowych Hybrydów zaczynali Jonasz Kofta, Wojciech Młynarski, Stefan Friedmann, Adam Kreczmar, Piotr Fronczewski… Potem dowiedziałem się o zapisach cenzorskich na Pietrzaka i Egidę, stworzoną przez niego w 1967 roku w miejsce rozwiązanych Hybrydów. O ubeckiej inwigilacji i manipulacji, która miała skłócić, rozbić Pietrzakowe dzieło, też dowiedziałem się później. W latach 70., w karnawale Solidarności, a potem z kaset, nagrywanych w stanie wojennym, w programach „Pana Janka” słuchałem Krafftówny, Stanisławskiego, Błaszczyk, Dałkowskiej, Pszoniaka, w końcu Kaczmarskiego i Gintrowskiego. Oni wszyscy z niego? Nie, to za wiele – ale czy bez Pietrzaka, bez jego energii, bez jego inicjatywy, bez jego Egidy odcisnęliby tak ważny, wspólny, dobry ślad w naszej pamięci, w naszej nadziei, która pomagała przetrwać beznadziejność tamtych lat?

Pomyślałem o tym, kiedy nadszedł „Rok dwutysięczny”. SB już formalnie nie było, cenzury też nie – ale Pietrzakowi nie tylko nikt pomnika nie stawiał, ale jego programy okazały się nadal jakby objęte zapisem w publicznej telewizji i radiu. Skąd taka niewdzięczność? Pomyślałem o tym znowu teraz, kiedy Pietrzak obchodzi 80. urodziny, a III RP zbliża się do 30. I znowu, jak w karnawale Solidarności, jego piosenki są na opolskim festiwalu. I widzę falę hejtu, a nie zasłużonej wdzięczności. Nie wiem, czy ów hejt, nadawany przez rozmaite onety, „gazety” i tefałeny, idzie od ludzi, którzy wiedzą w ogóle, kto to był Odojewski, Krzysztoń, Krasiński, czym były Hybrydy, Egida dla kultury i pamięci milionów Polaków. Nie wiem tego, ale wiem, że obowiązek dobrej pamięci spoczywa na tych z nas, którzy jeszcze wiedzą: że coś Pietrzakowi mamy do zawdzięczenia. Coś bezcennego. Pisał o tym, w 1981 roku, Herbert: „Nie udało mi się dotychczas spotkać kabaretu, w którym, jak tutaj, stare słowa, stare, poniżane tyle lat słowa – ojczyzna, godność ludzka, sprawiedliwość brzmią prosto, czysto, niedwuznacznie”. I znowu te słowa zabrzmiały, ze sceny popularnego festiwalu, nadawane przez telewizję publiczną. Może dlatego ten hejt, obce paskudne słówko, ale trafnie oddające nienawiść do istoty owych słów prostych, które wymienił Herbert?

Nikt, tak jak Pietrzak, nie przypomina dziś o obowiązku wdzięcznej pamięci. Tej, co sięgać powinna głębi dziejów, od Piasta, Kraka, Lecha do ks. Ściegiennego, Drzymały, Norwida – których przywołują słowa jego hymnu solidarności pokoleń. I sięgać powinna dalej, do tych, którzy w XX wieku starali się, żeby Polska była Polską. To znaczy walczyli z zapomnieniem, czym Polska jest. Pietrzak przypomina, nie piosenką, ale stałym, coraz bardziej niecierpliwym apelem, o potrzebie symbolicznego oddania hołdu tym, którzy dali Polsce największe zwycięstwo – w Bitwie Warszawskiej 1920 roku. Bez tego zwycięstwa Polski dalej by nie było. Byłaby sowiecka republika. Milion ludzi walczyło w bitwie, która to niebezpieczeństwo odwróciła. Żyje dziś pewnie kilka milionów bezpośrednich potomków uczestników tamtej bitwy. I jest niepodległa od 28 lat Polska, z coraz bogatszą stolicą. I wciąż nie ma pomnika Bitwy Warszawskiej. Na jej 90. rocznicę prezydent Komorowski zdołał tylko odsłonić pomnik – poległym w niej żołnierzom Armii Czerwonej. Obecna prezydent Warszawy broni, jak Stalingradu, miasta przed pomnikiem wdzięczności tym, którzy to miasto, Polskę i Europę uratowali. O tym przypomina Pietrzak: dopomina się o naprawienie tego grzechu zaniedbania pamięci. Może dlatego budzi tyle wrogości? Może. Ale zasługuje – jak inni, dzięki którym Polska jest Polską – na wdzięczność, na wdzięczną pamięć. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.