Festiwal, który połączył Bukowińczyków

Grażyna Myślińska

|

GN 38/2017

publikacja 21.09.2017 00:15

Największy festiwal folklorystyczny w Europie począł się jak dziecko, w romantycznych okolicznościach przyrody: na kocyku rozłożonym nad brzegiem Wisły. Ojcem był młody podówczas etnograf Zbigniew Kowalski. Matek było kilka. Mieszkały w Wielkopolsce. Pochodziły z podzielonej po wojnie rumuńskiej i ukraińskiej Bukowiny.

Festiwal Bukowiński  łączy pokolenia. Festiwal Bukowiński łączy pokolenia.
Grażyna Myślińska /foto gość

Był rok 1989. W Kazimierzu Dolnym kończył się Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych. Zbigniew Kowalski, pracownik Wojewódzkiego Ośrodka Kultury w Pile, wybrał się tam z zespołem bukowinianek z Krajenki. Urodzony w Poznaniu, do niedawna nie miał pojęcia, że w Wielkopolsce mieszkają potomkowie Górali Czadeckich z Bukowiny. O samej Bukowinie też nie miał zresztą wielkiego pojęcia.

Z bukowińskim folklorem zetknął się 3 lata wcześniej, w 1986 r., podczas przeglądu zespołów ludowych w Krajence. Urzekły go bukowińskie stroje, melodie, tańce. I jeszcze jedno zapadło mu w serce: to, że Bukowińczycy wstydzą się swej kultury. Sąsiedzi uważali ich za gorszych. Podśmiewali się z mowy, drewnianych chodaków, dziwacznych strojów. Zaraz po wojnie nawet mocno stłamszeni przesiedleniami „ludzie zza Buga” uważali się za lepszych od tych Polaków-nie-Polaków z Rumunii i Ukrainy. Bukowińczycy pochowali więc swoje stroje do kufrów, kobiety poobcinały warkocze, a dzieci bardzo pilnowały się, by nie afiszować się z pochodzeniem.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.