Związek Kima z końcem świata

Czy gwiazda Piołun czeka już w rakietowym silosie?

Kim Dzong Un się zdenerwował. Decyzja Rady Bezpieczeństwa ONZ o sankcjach dla Korei Północnej tak go rozjuszyła, że zagroził Stanom Zjednoczonym, że je „zredukuje do popiołów i ciemności”. A wyspy japońskie zatopi. „Nie potrzebujemy, żeby Japonia dłużej istniała w naszym pobliżu” – taki komunikat przekazała oficjalna północnokoreańska agencja prasowa KCNA.

– Takie „nie chcę, żebyś istniał” brzmi demonicznie – skomentował to kolega.

Coś w tym jest. To jest jądro ciemności – sedno lucyferycznej nienawiści. Co za wartość jest w zatopieniu czyichś obszarów? Jaki zysk w spopieleniu tego, co żyje i się rozwija? To jest postawa bardziej diabelska od tej, którą prezentowały inne totalitaryzmy.

Wszelkim satrapom chodziło zazwyczaj o zdobywanie czegoś, o przejęcie cudzych terenów i dóbr. Chodziło o zagarnięcie władzy i panowanie nad kimś. A reżimowi Kima chodzi o zniszczenie, o popiół i ciemność – czyli o wielkie, diabelskie NIC.

Nie ma w tym już prawie nic ludzkiego. Oto komunizm niemal zrealizowany.

To, co się dzieje w Korei Północnej, pokazuje, co stałoby się ze światem, gdyby rewolucja bolszewicka, której stulecie nadchodzi, nie napotykała przeszkód. Udręczenie zastraszonych ludzi i rozbuchany militaryzm, ciężka nędza społeczeństwa i ubóstwienie władców. A wszystko to trzymane żelaznymi kleszczami kłamstwa i terroru.

To wszystko było w państwach komunistycznych, ale w większości z nich rewolucja przeszła ewolucję, przybierając bardziej ludzki kształt. Ale nie u Kima. W Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej bolszewicka idea stworzenia nowego społeczeństwa bez Boga nie tylko przetrwała, ale znalazła swoje spełnienie.

Niektórzy mówią, że to karykatura komunizmu. Ale to nie tak, bo to właśnie komunizm jest karykaturą normalności. To zło wrzeszczące, że jest dobrem.

Pogróżki Korei Północnej nabierają dziś nowego wymiaru, bo ten kraj ma bombę wodorową. Czy zdołałby jej skutecznie użyć, to inne pytanie, ale teoretycznie reżim ten doszedł do posiadania narzędzi zniszczenia na skalę globalną.

„I spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia, a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód. A imię gwiazdy zowie się Piołun. I trzecia część wód stała się piołunem, i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie – czytamy w Apokalipsie (8, 10-11).

Czy gwiazda Piołun czeka już w rakietowym silosie? Cóż – wiele takich „gwiazd” już w wielu krajach wyprodukowano (choć do tej pory nie robili tego tacy szaleńcy jak Kim) i nieraz już mogły obrócić świat w rumowisko. Nie stało się to, ale jaką mamy gwarancję, że się nie stanie?

„Kiedy bowiem będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą”. To święty Paweł (1 Tes 5,3).

Wszystko zależy od Boga, który nieraz już ingerował w ludzką historię. Ale chociażby z objawień fatimskich wiemy, że pewne rzeczy Bóg uzależnia od tego, czy ludzie modlą się i pokutują.

Niepojęte zachowania całych społeczności, takich jak państwo Kima, nie muszą oznaczać, że nadchodzi globalna katastrofa, są jednak świadectwem istnienia sił, które ludzi bezgranicznie nienawidzą. Te siły nie są w stanie zaszkodzić człowiekowi czuwającemu, zjednoczonemu z Chrystusem, ale czy wszyscy czuwają?

Nie chodzi o nadmuchiwanie nastrojów zbliżającego się końca świata – chodzi o nawrócenie. O czuwanie właśnie – bo przecież, cokolwiek się wydarzy, każdy z nas będzie miał swój prywatny koniec świata. I może on nadejść w każdej chwili, a Kim Dzong Un nie musi mieć w tym żadnego udziału.