Kurek bezpieczeństwa

Bogumił Łoziński

|

GN 36/2017

publikacja 07.09.2017 00:00

Od niedawna wiemy, że może się zdarzyć, że będziemy gotować zupę czy inne potrawy na gazie z Kataru czy Ameryki.

Terminal LNG w Świnoujściu stał się już atrakcją turystyczną regionu. Terminal LNG w Świnoujściu stał się już atrakcją turystyczną regionu.
Jakub Szymczuk /foto gość

Korzystając z kuchenki, raczej nie zastanawiamy się, skąd pochodzi gaz ziemny, który płynie po odkręceniu kurka. Pytani, zapewne odpowiedzielibyśmy, że z Rosji, bo to nasz największy dostawca tego paliwa. Niektórzy dodaliby, że mamy także polskie złoża, które zaspokajają ok. 30 proc. naszych potrzeb. Tak było do czerwca ubiegłego roku. Wówczas zaczął działać Terminal LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu. Może on przyjmować statki z gazem z całego świata. Na razie są to głównie dostawy z Kataru, ale były także z Norwegii i Stanów Zjednoczonych. Eksploatacją terminalu zajmuje się spółka Polskie LNG z grupy kapitałowej Gaz-System.

Gaz od morza

Kiedy statek z gazem, nazywany metanowcem lub zbiornikowcem, zacumuje przy nabrzeżu gazoportu, rozpoczyna się wyścig z czasem. Załoga terminalu w ciągu 36 godzin musi go rozładować, inaczej trzeba płacić wysokie kary – 100 tys. euro za 24-godzinne opóźnienia. – Zwykle robimy to w 24–27 godzin – tłumaczy dyrektor pionu eksploatacji terminalu Zbigniew Bobiński. Wraz z grupą dziennikarzy uczestniczyłem w zwiedzaniu obiektu, które zorganizował Gaz-System, zajmujący się promocją usług oferowanych przez terminal. Przeszkodą w rozładunku są częste wiatry, które w połączeniu z wilgocią powodują, że ludzie marzną nie tylko zimą (gaz jest odbierany przez cały rok). Dlatego pracownicy mają specjalne ubrania chroniące przed zimnem. Na szczęście w czasie naszej wizyty w terminalu była piękna pogoda.

Zaraz po zacumowaniu na zbiornikowiec wchodzi kapitan z obsługi TLNG i w porozumieniu z obsługą statku przeprowadza operację rozładunku. Pozostaje na zbiornikowcu do jej zakończenia. Statek przycumowany jest do specjalnej platformy rozładunkowej, na której znajdują się ramiona umożliwiające odbiór gazu. Są one naprowadzane na przyłącza kołnierzowe metanowca w bardzo precyzyjny sposób – elektronicznie, za pomocą panelu sterowniczego wyposażonego w joystick, niczym w zdalnie sterowanych modelach. LNG tłoczone jest przez specjalne pompy, które należą do wyposażenia statku. Następnie trafia do rurociągów, którymi jest transportowane do dwóch zbiorników.

Zważywszy na parametry, z jakimi mamy do czynienia, taki opis nie oddaje rzeczywistości. Metanowiec może mieć nawet 315 m długości i do 50 m szerokości. Stąd falochron gazoportu mierzy 3 kilometry i jest najdłuższy na Bałtyku. Taki kolos jest wprowadzany do portu, cumowany i wyprowadzany z niego za pomocą holowników. Zbiornikowiec może przywieźć do ponad 200 tys. metrów sześciennych LNG. Właśnie tyle dostarczył pierwszy komercyjny gazowiec Al Nauman z Kataru, który przypłynął 17 czerwca 2016 r.

Istotą technologii LNG jest objętość gazu, który transportowany jest w stanie skroplonym, w temperaturze ok. minus 162 stopni Celsjusza. Dzięki skropleniu jego objętość zmniejsza się ok. 600 razy. Ze statku gaz jest przepompowywany w stanie LNG, dlatego płynie specjalnymi rurociągami, w których utrzymana jest niska temperatura. W takiej formie trafia do dwóch zbiorników. Stanowią one serce części lądowej terminalu. Ze względu na swą wielkość – 75 m średnicy i 38 m wysokości – górują nad otoczeniem. Każdy ma pojemność 160 tys. metrów sześciennych.

W pobliżu zbiorników przeżyliśmy chwilę dużego niepokoju. Otóż zobaczyliśmy ulatniający się gaz, a to mogło oznaczać śmiertelne niebezpieczeństwo.

Bezpieczeństwo do kwadratu

Nasze poruszenie wynikało ze specjalnego szkolenia, jakie przeszliśmy przed wejściem na teren strefy pomarańczowej i czerwonej (ze zbiornikami). Terminal jest chyba jednym z najlepiej zabezpieczonych miejsc w Polsce, i to zarówno przed zagrożeniem zewnętrznym, jak i wewnętrznym. Wszędzie stosowane są bardzo restrykcyjne środki bezpieczeństwa. Na przykład zbiornik LNG składa się z podwójnej obudowy: stalowej i ze sprężonego betonu. Chodzi o to, aby nie doszło do rozszczelnienia instalacji czy zbiorników. Jeśli bowiem zacznie się z nich ulatniać metan, istnieje niebezpieczeństwo, że jego stężenie w powietrzu osiągnie poziom od 5 do 15 proc., a to oznacza wybuch. Na szczęście na świecie tylko raz, w terminalu we Włoszech, doszło do rozszczelnienia zbiornika, ale szybko to wykryto i eksplozji nie było. Niemniej wszędzie, także w Świnoujściu, stosowane są bardzo restrykcyjne środki bezpieczeństwa, które pozwalają uniknąć zagrożenia.

Nic więc dziwnego, że przed zwiedzaniem terminalu przeszliśmy bardzo szczegółowe szkolenie BHP, po czym musieliśmy ubrać się w antystatyczne kombinezony, specjalne buty, rękawiczki, okulary i kaski. Najtrudniejsza była jednak konieczność rozstania się z wszelkim sprzętem elektronicznym, w tym z telefonami komórkowymi, gdyż znajdujące się w nich baterie mogą się zapalić, a nawet eksplodować. Niektórzy czuli się niezbyt komfortowo, spędzając kilka godzin bez kontaktu ze światem. Regulamin BHP przewiduje też, że w uzasadnionych przypadkach może być także przeprowadzona kontrola trzeźwości, ale nas to nie spotkało.

Jeśli chodzi o gaz, który zobaczyliśmy – pracownicy terminalu szybko nas uspokoili. Był to azot. Mijaliśmy bowiem zbiornik z ciekłym azotem, a dokładnie parownicę, która zmieniała jego stan skupienia na lotny. W terminalu ciekłego azotu używa się do celów technologicznych, m.in. do przedmuchiwania kolumn pomp i złączy kablowych.

Przeciwnicy się mylili

Pytaliśmy pracowników terminalu, dlaczego port rozładunkowy jest oddalony od zbiorników aż o 700 m, co powoduje, że rurociąg doprowadzający do nich LNG ze statków jest tak długi. Powodem jest ekologia. Nim rozpoczęto budowę, doszło do poważnego sporu z ekologami, którzy protestowali przeciwko umiejscowieniu go w Świnoujściu. Znajduje się on bowiem na obszarze chronionym Natura 2000. Szczególną troskę ekolodzy wykazywali w stosunku do nietoperzy, które mieszkały na terenach, na których miał powstać gazoport. Zorganizowali im nawet specjalny hotel w schronach znajdujących się w innym miejscu Świnoujścia. Nietoperze nie musiały z niego korzystać. Okazało się, że inwestycja w żaden sposób nie zagroziła naturalnemu środowisku. Wprost przeciwnie, spowodowała jego rozwój. Na falochronie gazoportu zobaczyliśmy setki kormoranów, które upodobały sobie to miejsce ze względu na obfitość ryb w porcie. Były czaple białe, zdarza się, że przylatują też bieliki, które mają w pobliżu gniazda lęgowe.

Biorąc pod uwagę, że terminal jest wielkim przedsiębiorstwem przemysłowym, nasze zdziwienie wywołał fakt, że na plaży przy gazoporcie wypoczywało mnóstwo osób, a wokół terminalu spotkaliśmy rowerzystów i uprawiających jogging.

Zaniepokojeni byli też mieszkańcy okolicznych miejscowości, szczególnie kurortu w Międzyzdrojach, którzy obawiali się odpływu turystów. – Terminal to najlepsza rzecz, jaka mogła się nam przytrafić – mówi przewodnik po pobliskim pruskim Forcie Gerharda z XIX w. Tłumaczy, że wczasowicze nie tylko nie zniknęli, ale jest ich więcej, a terminal stał się atrakcją turystyczną.

Świnoujście czerpie też z gazoportu konkretne korzyści materialne. – Co roku miasto dostaje od nas z tytułu podatku od nieruchomości 40 mln zł – mówi Anna Starosta z biura komunikacji terminalu. Przedsiębiorstwo wspiera też wiele lokalnych przedsięwzięć, np. Muzeum Ochrony Wybrzeża czy Festiwal Grechuty. Dzięki niemu region ma wyjątkową jednostkę Państwowej Straży Pożarnej. Jest to specjalistyczna grupa, obsługująca m.in. terminal, posiadająca najnowocześniejszy sprzęt, która może nieść pomoc także okolicznym miejscowościom.

Dywersyfikacja źródeł

Przed wejściem na teren gazoportu znajduje się pokaźnych rozmiarów tablica poświęcona prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Napis wyjaśnia, że to właśnie on podjął decyzję o budowie obiektu, którego celem jest m.in. dywersyfikacja dostaw gazu ziemnego do Polski. Chodziło o uniezależnienie się od gazu z Rosji. Dzięki gazoportowi plan jest realizowany. Możemy kupować ten surowiec od innych krajów i zasilać nim całą Polskę.

Terminal nie służy bowiem tylko do odbioru i magazynowania. Równie ważną funkcją jest regazyfikacja, czyli zmiana stanu skupienia z ciekłego na gazowy. Po tym procesie gaz trafia do sieci przesyłowej Operatora Gazociągów Przesyłowych Gaz-System, który rozprowadza go po całej Polsce. Część dostarczanego zbiornikowcami LNG jest rozwożona specjalnymi autocysternami.

W jakim stopniu terminal pozwala nam uniezależnić się od Rosji? Przed jego powstaniem aż 70 proc. naszego zapotrzebowania na ten surowiec kupowaliśmy od wschodniego sąsiada, pozostała część pochodziła z rodzimych źródeł. Terminal daje możliwość dostarczenia 5 mld metrów sześciennych gazu, a już zapadła decyzja o jego rozbudowie do 7,5 mld. W tej chwili przyjmuje 1–2 statki w miesiącu, a we wrześniu w gazoporcie zacumuje już 20. metanowiec. W sumie przyjął on już ponad 3,5 mld metrów sześciennych gazu, co stanowi 20 proc. zapotrzebowania Polski.

Biorąc pod uwagę, że do 2022 r. ma powstać rurociąg Baltic Pipe, którym będzie płynął gaz z Norwegii (nawet do 10 mld metrów sześciennych), perspektywa uniezależnienia się od Rosji jest bardzo realna. Terminal w Świnoujściu na pewno jest jednym z zasadniczych ogniw naszego bezpieczeństwa energetycznego.

Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.