Żyj i pozwól żyć innym

Ks. Marek Gancarczyk Ks. Marek Gancarczyk

|

GN 36/2017

publikacja 07.09.2017 00:00

Tego lata odwiedziłem bawarskie Marktl, miejsce urodzenia papieża Benedykta XVI.

Żyj i pozwól żyć innym

Właściciel tamtejszego pensjonatu zaraz na wstępie, przez nikogo nie pytany, raczył powiedzieć, że Ratzinger nie był dobrym papieżem, bo przez niego zmarło wielu ludzi. Bo w czasie pielgrzymki do Afryki wypowiedział się przeciwko używaniu prezerwatyw, co w konsekwencji prowadzi do zarażenia się AIDS i śmierci setek tysięcy Afrykanów. Pomyślałem sobie: „O Boże, ten konserwatywny niemiecki katolik (tak o sobie powiedział) z całego ogromnego dziedzictwa papieża Benedykta XVI zapamiętał tylko wypowiedź o prezerwatywach”. I to jeszcze w tak absurdalnym kontekście, na co w swoim felietonie zwraca uwagę ks. Dariusz Kowalczyk (s. 38). Przecież gdyby nie Joseph Ratzinger, nikt nigdy nie usłyszałby o małej wiosce Marktl, a wspomniany pensjonat miałby zapewne mniej gości. Na koniec właściciel wygłosił, jak mi się zdawało, swoje życiowe i religijne credo: żyj i pozwól żyć innym. Innymi słowy: nie wtrącaj się do cudzego życia.

Wspominam o tym smutnym w gruncie rzeczy epizodzie w związku z tekstem o upominaniu grzeszników (ss. 16–19). Uczynek miłosierdzia mówiący o obowiązku upominania grzeszników idzie dokładnie naprzeciw zasadzie: żyj i pozwól żyć innym. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że upominanie jest zajęciem bardzo niebezpiecznym. Bo po pierwsze można dostać po głowie. A po drugie szybko można zatracić delikatność, która jest konieczna przy upominaniu. Mimo tych niebezpieczeństw od upominania grzeszników nie wolno się dyspensować. Choć jest to zadanie bardzo niepoprawne politycznie. A jednak, w co aż trudno uwierzyć, w katalogu uczynków miłosierdzia upominanie grzeszników znajduje się obok modlitwy za żywych i umarłych, odwiedzania chorych czy karmienia głodnych. I jeżeli dwa ostatnie uczynki nie budzą wątpliwości, co więcej – spotykają się z pełną akceptacją, to już upominanie grzeszników spotyka się z wielkim oporem. Okazuje się, że zasada, aby żyć samemu i pozwolić żyć innym, została mocno wdrukowana w nasze głowy, a ma niewiele wspólnego ze zdrową katolicką religijnością. Żeby samemu nie ulec cywilizacyjnej presji, zakończę upomnieniem skierowanym do tych, którzy nie upominają grzeszników, choć mają takie prawo i obowiązek.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.