Hiszpania na linii frontu cywilizacyjnego

Bartosz Bartczak Bartosz Bartczak

publikacja 18.08.2017 13:00

Już raz terroryści w Hiszpanii wpłynęli na losy Europy. Czy tak będzie i tym razem?

Hiszpania stała się ofiarą islamskiego terroryzmu w czasach, kiedy ten problem nie wydawał się tak wielki jak dzisiaj. W 2004 r. terroryści spowodowali eksplozje w madryckim pociągu, zabijając prawie 200 osób. Zamach ten zmienił polityczny krajobraz Hiszpanii. Tuż po tragicznych zdarzeniach w Madrycie do władzy doszedł Jose Zapatero, który obrócił politykę swojego kraju o 180 stopni. Opuścił on koalicję walczącą w Iraku. Wycofał się ze sprzeciwu wobec reformy Unii Europejskiej, która to reforma dawała zdecydowanie większą władzę dużym krajom, przede wszystkim Niemcom. I co najgorsze, przeprowadził w Hiszpanii skrajnie lewicową rewolucję obyczajową.

Ocenić politykę hiszpańskiej lewicy najlepiej można, porównując sytuację w kraju sprzed jej rządów do sytuacji dzisiejszej. Hiszpania z kraju o kwitnącej gospodarce i ambitnej polityce stała się krajem pogrążonym w kryzysie gospodarczym, borykającym się z olbrzymim bezrobociem i zagrożonym rozpadem (separatyzm kataloński jest coraz silniejszy). Jeszcze kilkanaście lat temu Hiszpania wydawała się krajem bliższym nam, z którym wspólnie można było walczyć z niekorzystnymi zmianami w Unii Europejskiej. Dziś europejskie problemy dotykają Hiszpanię chyba najmocniej spośród wszystkich krajów Unii.

W jednej jednak kwestii polityka hiszpańska różniła się od głównego nurtu europejskiego. Prawicowy rząd w Madrycie raczej starał się ograniczyć imigrację spoza Europy. A właśnie Hiszpania jest tą częścią kontynentu, z której najbliżej jest do Afryki. Prowadzący rozsądną politykę imigracyjną rząd Mariana Rajoya nie ma obecnie większości w parlamencie. A niezadowolenia społecznego nie zagospodarowały, tak jak we Francji czy we Włoszech, partie antyimigranckie. Niezadowolenie Hiszpanów zagospodarował skrajnie lewicowy Podemos, który nawet nie ukrywa, że chętnie otworzyłby Hiszpanię na imigrantów.

Jeśli po zamachach upadnie prawicowy rząd i do władzy dojdzie Podemos, Hiszpania, podobnie jak 13 lat temu, opuści koalicję europejskiego rozsądku. Wtedy takie zachowanie ułatwiło przeforsowanie centralistycznych zmian w Unii Europejskiej. Dzisiaj odbija się to Europie czkawką. Jeśli sytuacja się powtórzy, to Madryt znów będzie odpowiedzialny za złą politykę europejską - tym razem w kwestii polityki imigracyjnej. I w ten sposób po raz kolejny Hiszpanie mogą złamać front obrony przed niekorzystnymi zmianami w naszej części świata.