Koronowana Służąca

GN 33/2017

publikacja 17.08.2017 00:00

O tym, po co drałować w pocie czoła w pielgrzymce i czy ikonom potrzebne są korony, mówi biskup Grzegorz Ryś, który przed obchodami 300. rocznicy koronacji jasnogórskiej ikony poprowadzi w Częstochowie nowennę.

Koronowana Służąca

Marcin Jakimowicz: Po jakiego grzyba drałuje Ksiądz Biskup czwarty dzień w pocie czoła przy trzydziestopięciostopniowym upale?

Bp Grzegorz Ryś: Pielgrzymka to element tego, co dawniej nazywało się pobożnością ludową, a co papież Franciszek nazywa „duchowością ludową”. To coś o wiele głębszego niż jedynie jakaś forma pobożności czy religijności. Duchowość to doświadczenie działania Ducha Świętego. Pielgrzymka to jedno z tych miejsc, gdzie owce mają swój węch, i byłoby dobrze, gdyby pasterze za nim poszli. Jeśli w pielgrzymce krakowskiej zbiera się około 8–9 tysięcy ludzi, to byłoby dobrze, gdyby pasterze poszli wraz z nimi. Ruszyłem na swą pierwszą pielgrzymkę, bo potrzeba było księdza. I dziś, po latach, chodzę z krakowską „szóstką” z tego samego powodu.

Który raz?

26.

Bez przerwy?

Bez przerwy. Wiesz dlaczego? Bo to jest kwintesencja Kościoła, czyli doświadczenie wspólnoty, która budowana jest na słowie Bożym i sakramentach...

…i wspólnym zmęczeniu. Niektóre złe duchy wyrzuca się modlitwą i… potem?

Większość ludzi, których widzisz dokoła, pielgrzymuje świadomie w takim duchu ofiary. Mają mocne intencje.

Czy nie grozi to nadmiernym skupieniem się na swoim wysiłku, pocie, liczbie przebytych kilometrów, a nie na ofierze Jezusa?

Taki wysiłek jest po to, by człowiek trochę osłabł, bo wtedy wreszcie Pan Bóg może działać. Po to jest ta droga na Jasną Górę. Po to jest post, asceza. Osłabiam siebie, by stanąć przed Bogiem i powiedzieć: „Jestem słaby. Ty musisz być silny”. Tyle i tylko tyle. Wszystko, co dzieje się na pielgrzymce, jest budowane wokół nauczania Jezusa, wokół Słowa i sakramentów. To On jest pierwszym nauczycielem. Idzie przed nami.

Jasna Góra to miejsce wyjątkowe. Wystarczy pogadać z paulinami, którzy opowiadają, ile nawróceń dokonuje się w konfesjonałach…

Tak. To jest prawdziwy cud. Jasna Góra ma najmądrzejszy obraz maryjny w Polsce. Mówię to, mając świadomość, że narażam się wielu ludziom. To jest obraz od początku do końca chrystocentryczny. Maryja pokazuje jednoznacznym gestem na Jezusa. Odkryłem w tym roku, że na wielu innych ikonach typu Hodegetria prawa ręka Maryi wskazuje księgę, słowo Boże. Maryja Jasnogórska wskazuje wprost na twarz Jezusa. Drogą jest Słowo, które jest wcielone. To niesamowicie ważne, bo jeśli jest wcielone, to znaczy, że jest możliwe: do spełnienia, do przeżycia, do wykonania. Mój mistrz, ks. Jan Kracik, mawiał, że gest prawej dłoni Maryi wskazującej na Jezusa streszcza wszystkie mariologie.

Ponieważ będę w tym roku prowadził nowennę przed 300. rocznicą koronacji ikony, sporo ostatnio siedzę przed tym obrazem. Bardzo spodobało mi się określenie „Czarna Madonna”. Niewielu ludzi nad Wisłą wie, że ma ono źródło w Pieśni nad Pieśniami. „Śniada jestem, lecz piękna” − woła Oblubienica (Pnp 1,5). Kościół wielokrotnie odnosił to określenie do Maryi. Tak ją nazywał Grzegorz Wielki. To określenie pokazuje: nie skupiajcie się na tym, co zewnętrzne, „ciemne”, całe piękno i światło jest wewnątrz. Jasnogórska Maryja ma gwiazdę nad czołem – to symbol tego, że jest dziewicą.

Jak rozumieć tradycję opowiadającą, że namalował jej św. Łukasz?

Co mówi nam ta tradycja? Że każdy obraz maryjny jest właściwie „Łukaszowy”. To on pisał o Maryi najczęściej, pokazywał Ją jako uczennicę słowa, kobietę, która słucha słowa i nawet jeśli go nie rozumie, zachowuje je w sercu. Nazywał Ją po imieniu. Jan lub Paweł w Liście do Galatów piszą „Niewiasta”, Mateusz wymienia Ją w rodowodzie Jezusa. A Łukasz jest Nią zafascynowany. Każdy, kto chce namalować Maryję, musi wyjść z tego Łukaszowego portretu.

Co oznaczała koronacja ikony? Dlaczego paulini uroczyście świętują 300. rocznicę tego wydarzenia? Czym był ten gest?

Może to jest wydarzenie, które w ciągu 300 lat dopiero pokazywało swoje znaczenie? Nieraz jest tak, że prawdziwa waga wydarzeń uwidacznia się dopiero po czasie. Ile mogły znaczyć jasnogórskie korony w czasie zaborów? Jaką rangę zyskiwały? Myślę, że większą niż w samym 1717 roku. Stawały się dla Polaków czytelnym punktem odniesienia.

Zastanawiałem się, czy koronacja była jedynie aktem dewocji, czy wydarzeniem w świecie wiary. Jeśli tym drugim, to znaczy, że papież Klemens XI objawił w 1717 roku to, co wcześniej uczynił sam Bóg, koronując Maryję w niebie. Bóg na oczach całego nieba objawił Jej królewską godność. Jest ona zadana i nam: każdy od chrztu nosi godność królewską. Jezus w Apokalipsie zapowiada: Temu, który zwycięża, dam zasiąść na mym tronie i będzie królował.

Dziwna to królowa, która mówi o sobie „służąca”.

I to są kluczowe słowa! Będę tu mówił konferencję zatytułowaną „Koronowana Służebnica”. To napięcie pokazuje, jakie mamy wypaczone i odwrócone kategorie władzy. Jezus bez owijania w bawełnę stwierdza: „nazywacie Mnie Nauczycielem i Panem i dobrze czynicie, bo nim jestem”, a jednocześnie dodaje: „nie przyszedłem, aby Mi służono, ale aby służyć”. Jak ktoś tak rozumie władzę, to nie ma się jej co wstydzić… Jesteśmy na służbie. A my się krygujemy: „Gdzież tam nam do króla…”. Dlaczego? Bo mamy kompletnie skrzywione pojęcie królowania.

W akatyście śpiewamy, że Maryja jest „ochroną od wilków niewidzialnych”. To prawda czy pobożna metafora?

I to, i to. Niepotrzebnie dziś tak mocno rozdzielamy te światy. To prawda wyrażona metaforycznie. Marcin Jakimowicz nie jest owieczką, tylko człowiekiem, ale przecież ma pasterza, którym jest Jezus Chrystus.

Mówi się, że człowiek odmawiający Różaniec jest niewidzialny dla demonów. Ma Ksiądz Biskup takie doświadczenie?

Ja mam doświadczenie takie, że jeśli mnie nachodzą pokusy (a nachodzą!), to najczęściej reaguję krótką modlitwą maryjną. Nie kombinuję. Bardzo pomaga. Każdemu polecam.

Niektórzy naiwni zwolennicy intronizacji twierdzili, że rozwiąże ona wszelkie problemy Rzeczpospolitej. A co się działo po ogłoszeniu przez Jana Kazimierza 1 kwietnia 1656 roku Maryi Królową Polski? Nie było pasma sukcesów. Polityczny chaos, zabory, wojny, komunizm.

Zastanawiałem się, co skłoniło Jana Kazimierza do ogłoszenia w czasie potopu szwedzkiego Maryi Królową Polski. Myślę, że w życiu człowieka i w historii tak wielkich wspólnot jak naród przychodzą momenty, gdy uświadamiamy sobie, że stoimy przed wyzwaniami, które nas przerastają. Czujemy konieczność otwarcia się na doświadczenie innego wymiaru, innej siły, większej mądrości. To, co widzimy, nas przerasta. Dla Jana Kazimierza takim doświadczeniem był potop. I dlatego zdobył się na akt uznania Maryi za królową. Zastanawiam się często, jak mówić o tym dzisiaj. Co dziś oznaczają śluby narodu czy późniejsza koronacja obrazu? Czy to relikty przeszłości? Iluż ludzi mówi, że w wielu sprawach jesteśmy dziś bezradni. Nie potrafimy się dogadać, brakuje w narodzie jedności, solidarności. Dochodzimy do ściany, do jakiegoś muru. Czy to nie czas, by otworzyć się na inny, wyższy wymiar? I to nie na zasadzie frazeologii, powielania kalk, powtarzania jak w mantrze: „Królowa Polski, Królowa Polski”. Czy z zapaści nie wyprowadzi nas spojrzenie na siebie z Jej perspektywy? Odnalezienie swego miejsca w Bożej przestrzeni? Może to tu odkryjemy pokłady jedności niezbędne do funkcjonowania państwa? Często przytacza się tekst generalnego gubernatora Hansa Franka, który pisał: „Gdy wszystkie światła dla Polski zgasły, to wtedy była jeszcze Święta z Częstochowy”. Nawet nasi wrogowie to doskonale rozumieli.

Czym jest dla Polski Jasna Góra? Czy naród musi mieć swoje sanktuarium?

Sanktuarium to jest miejsce, w którym ludzie mają przekonanie, że doświadczają mocniej, intensywniej łaski Boga i szeroko się na nią otwierają. Człowiek jest tylko człowiekiem i potrzebuje realnych znaków, gestów, przestrzeni, miejsc. Jestem głęboko przekonany, że tak „działa” na ludzi Jasna Góra. Tu doświadczają Bożej obecności. I to w najgłębszych wymiarach, jak np. w czasie spowiedzi.

Jan Paweł II czuł się tu jak w domu.

Nie bez powodu powiedział: „Tu zawsze byliśmy wolni”.

W czasie rozmów Księdza Biskupa z protestantami pada imię Maryi?

Oczywiście! Miałem kiedyś publiczne spotkanie z pastorem adwentystów. Temat: „Przyjście Pana”. Byłem przekonany, że będę mówił o zwiastowaniu, a on o paruzji, ale zaproponował, by było na odwrót. Bardzo mu zależało. Mówił prześlicznie o Maryi! W sposób zaskakujący dla katolika, który ma już pewne przetarte biblijne ścieżki. Połowę swej konferencji poświęcił na zestawienie Maryi z bohaterami Starego Testamentu. Pokazywał, jakie były reakcje ludzi, którzy spotkali anioła.

„I potem ja, Daniel, chorowałem przez wiele dni”…

Ludzie widzą anioła i wpadają w przerażenie. A Ona rozmawia z archaniołem twarzą w twarz i choć stoi przed rzeczywistością, która Ją przerasta, nie wpada w panikę. Nie udaje, że rozumie. „Jak to się stanie?” – pyta. Dostaje objaśnienie, którego… jeszcze bardziej nie rozumie. Jej zawierzenie jest oparte na Tym, który daje obietnicę. Ufa Mu w ciemno. Zna Jego słowo. Przecież anioł mówi do niej słowem Bożym. „Pan z Tobą” – to pozdrowienie, które usłyszał Gedeon. „Błogosławiona jesteś między niewiastami” − usłyszała wcześniej Judyta. Maryja jest przesiąknięta Słowem. I cały urok Jej rozmowy z Gabrielem polega na tym, że słyszy tekst Pisma i wie, że on mówi o Niej. Ważna wskazówka dla każdego z nas – czy mam takie doświadczenie, gdy czytam Pismo, że choć ze dwa zdania są słowem Boga o mnie? Dopiero wtedy zaczyna się relacja wiary.

Ewangelia Łukasza jest otwarta dwoma zwiastowaniami: Zachariasza, który otrzymuje Słowo w świątyni, i Maryi, która – tak jak przyjmuje chrześcijański Wschód, dostaje je przy studni. Co to znaczy? Bóg mówi do człowieka nie tylko w świątyni, ale też przy najprostszych czynnościach. Jak teraz, w czasie postoju pielgrzymki… No, wstajemy, czas się zbierać. Dziś dochodzimy do Olsztyna, a jutro do celu: na Jasną Górę…•

Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.