O podziałach, czyli z kim na wakacje

GN 30/2017

publikacja 27.07.2017 00:00

Różnorodność jest piękna. Niemniej jednak dobierajmy mądrze towarzyszy na wakacje.

O podziałach,  czyli z kim na wakacje

Nasze rodzinno-towarzyskie relacje bywają dość złożone. Nie ma jednego, prostego wytłumaczenia, dlaczego z niektórymi podtrzymujemy znajomość, odwiedzamy się, a nawet wyjeżdżamy na wspólne wakacje, a w innych przypadkach bez żalu pozwalamy na powolne wygaśnięcie kontaktów. Bo przecież nie jest tak, że utrzymujemy kontakty jedynie z tymi, z którymi mamy podobne poglądy i światopoglądy. Wielu uważa – skądinąd słusznie – więzi rodzinne za ważne. Dlatego też przymyka oko na czasem istotne różnice i próbuje owe więzi podtrzymywać, a nawet wzmacniać. Niekiedy, poza kontekstem rodziny, może to być po prostu siła przyzwyczajenia. Znamy się od lat i choć niekoniecznie nadajemy na tych samych falach, to w sumie dlaczego nie kontynuować spotykania się. A poza tym nudno byłoby otaczać się tylko tymi, którzy myślą podobnie. Czasem ciekawie jest się posprzeczać…

Ostatnio zabawialiśmy się z kolegą rozmową na temat, z kim nie pojechałoby się na wspólne wakacje. Kolega doszedł do wniosku, że mógłby jechać na wakacje z kimś wyznającym inną wiarę albo deklarującym ateizm, ale bardzo trudno byłoby mu siedzieć nad nawet pięknym jeziorem z osobami, które popierają KOD i Obywateli RP i uważają, że po katastrofie w Smoleńsku państwo zdało egzamin, że w aferze Amber Gold ludzie sami są sobie winni, bo chciwi, a H.G.W. to wspaniała prezydent miasta, tylko PiS się jej czepia o tę reprywatyzację. Rozumiem doskonale kolegę, choć osobiście wydaje mi się, że znam osoby, które KOD darzą sympatią, ale z którymi byłoby co robić i o czym gadać na wakacjach. Choć w sumie dawno się z nimi nie widziałem i mogłoby się okazać, że sytuacja jest jednak dużo trudniejsza, niż to teraz mogę sobie wyobrażać.

Zakon jezuitów, którego jestem członkiem od 34 lat, jest zróżnicowany. Moi współbracia są bardzo różni. Przypominam sobie pewną dyskusję sprzed lat przy obiedzie w zakonnym refektarzu na temat homoseksualizmu. Amerykanin mówił coś o prawach człowieka itp. Ja przekonywałem, że nie ma takiego prawa człowieka jak małżeństwo homo, a pewien współbrat z Sudanu, podnosząc oczy znad talerza spaghetti, oznajmił: „U nas takich się zabija”. Ech! Różnorodność jest piękna. Niemniej jednak dobierajmy mądrze towarzyszy na wakacje. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.