Kościół nie idiota

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 29/2017

publikacja 20.07.2017 00:00

Od Sądu Najwyższego dużo ważniejszy jest sąd ostateczny.

Kościół nie idiota

Radosław Sikorski, wzburzony decyzjami parlamentu zmierzającymi do reformy sądownictwa, rozgniewał się na Twitterze. „Ciekawe, czy matka Kościół zachowa równie dostojne milczenie w sprawie Sądu Najwyższego, co podczas przejmowania Trybunału Konstytucyjnego” – ironizował minister byłego rządu.

Ohoho, to już taka trwoga, że Kościół znowu potrzebny? Przypomnijmy, że Kościół milczał także w czerwcu 2015 r., gdy poprzednia władza robiła skok na Trybunał Konstytucyjny, ustawiając go sobie na okoliczność przegranych wyborów. Wtedy jednak nie było to milczenie „dostojne”, tylko słuszne, prawda? Gdyby wtedy Kościół się wypowiedział, ależ by była awantura, że to mieszanie się do polityki, ingerowanie w demokrację, tratatata.

Oczywiście Kościół czasem musi awanturę zaryzykować, nie wtedy jednak, gdy sobie tego życzą politycy, sędziowie czy biznesmeni, lecz tylko wtedy, gdy chce tego Jezus Chrystus. I wówczas z reguły nie podoba się to ani władzy, ani pozostającej pod jej wpływem „opinii publicznej”. Tak właśnie było już nieraz z aborcją, in vitro, homozwiązkami, ideologią gender i podobnymi rzeczami. Wówczas Kościół nie milczy, choć raczej nie zjednuje mu to popularności społecznej ani życzliwości władzy. W takich razach uczniowie Jezusa nie mogą ustąpić, bez względu na cenę.

Teraz jednak to nie jest taka sytuacja. Nie widać powodu, żeby Kościół wypowiadał się o trybunałach i sądach, gdy sprawy te nie mają jasnego związku z trybunałem Bożym i sądem ostatecznym.

Funkcjonowanie urzędów państwowych, mechanizmy prawne, a nawet sam ustrój to wszystko są kwestie techniczne, zmienne, dotyczące formy, a nie treści, metody, a nie celu. To wszystko może, ale nie musi służyć wzrostowi królestwa Bożego.

Kościół funkcjonował we wszystkich systemach i w każdym rodził świętych. I zawsze ktoś go, jak Jezusa, próbował wmanewrować w sprawy cezara kosztem spraw Boskich.

Teraz najwyraźniej znów się to powtarza. Upadły establishment bardzo chce, żeby Kościół był jego pożytecznym idiotą. Znów chodzi o wykorzystanie Kościoła do celów, które w ogóle nie muszą mieć związku z jego misją, a mogą za to tej misji przeszkodzić.

Po co Kościół miałby ratować instytucje w kształcie odpowiadającym byłej „grupie trzymającej władzę”? Po to, żeby były sprawnym narzędziem dalszego niszczenia chrześcijaństwa w Polsce? A czy to aby nie tamta ekipa chciała związków partnerskich? To nie tamci ludzie wspierali czarny protest? Nie oni wprowadzali gender?

– Demokracja, demokracja! – krzyczą teraz, tak jakby od demokracji według ich receptury zależało ludzkie zbawienie.

A otóż nie zależy. Zbawienie zależy od Jezusa. I to On decyduje o kierunku zaangażowania Kościoła, panie ministrze.

* * * * *

Mieszacz

Opozycja polityczna szuka człowieka, który miałby szanse „odsunąć PiS od władzy”. Tygodnik „Wprost” na podstawie zamówionego sondażu znalazł trzech kandydatów. Pierwszy to oczywiście Donald Tusk. Ale kolejne dwa typy to… Robert Biedroń i Jerzy Owsiak. To oni „mogą stanąć na czele antypisowskiej krucjaty” – napisali w tygodniku. „Nowy Emmanuel Macron – tak czasami określany jest Robert Biedroń” – oznajmiono na portalu Tomasza Lisa NaTemat.pl, dodając, że on „rzeczywiście może sporo namieszać w polskiej polityce”. Ha, to byłby ten typ mieszania, od którego herbata nie staje się słodka – ale wypić jej już potem się nie da.

Za głosem demona

Dlaczego w rozmowie o aborcji zawsze musimy być albo pro--life albo pro-choice? Czemu nie ma miejsca na wątpliwości, niepewność, radość, strach, ulgę, smutek? – pyta w „Wysokich Obcasach” niejaka Aspen Baker, o której napisali tam, że jest „wierzącą chrześcijanką, która zawsze była przeciwna aborcji”. No i gdy ta „wierząca chrześcijanka”, jak czytamy, „zaszła w niechcianą ciążę i zdecydowała się na zabieg, zrozumiała, że musi stworzyć trzecią drogę – pro--voice. Za głosem, za doświadczeniem, za człowiekiem. Poza ideologią”. I założyła jakąś tam stosowną do swojej teorii organizację. Przełóżmy to na normalny język: Kobieta była przeciw zabijaniu dzieci, dopóki nic jej to nie kosztowało. Gdy trzeba było potwierdzić życiem wyznawane poglądy i dziecko przyjąć, zmieniła poglądy i zabiła człowieka. To się nazywa zbrodnia i hipokryzja – a nie pro-voice.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.