Zapomniana wojna

Szymon Babuchowski

|

GN 25/2017

publikacja 22.06.2017 00:00

„Krew Aczoli” jest świetnie wykonaną robotą reporterską, pozwalającą spojrzeć na okrucieństwo wojny z różnych perspektyw. Najbardziej dotyka w niej jednak dramat zwykłych ludzi, którzy dostali się pomiędzy walczące strony.

Krzysztof BłażycaKrew AczoliBernardinumPelplin 2017ss. 320 Krzysztof BłażycaKrew AczoliBernardinumPelplin 2017ss. 320

Ponad 100 tys. zamordowanych osób, 60 tys. uprowadzonych dzieci, blisko 2 mln wysiedlonych – to bilans trwającego dłużej niż 20 lat konfliktu na terenie północnej Ugandy, południowego Sudanu i w lasach Demokratycznej Republiki Konga. „Najbardziej zapomniana, zlekceważona katastrofa humanitarna świata” – powiedział o tej wojnie Jan Egeland, reprezentant ONZ w Ugandzie. Nic dziwnego, że trauma kraju Aczoli trwa do dziś.

„Odkąd w roku 1986 władzę w Ugandzie przejął Yoweri Kaguta Museveni, obalając pochodzącego z ludu Aczoli generała Tito Okello, w ciągu kolejnych lat prezydentury rewolucjonisty z Banyankole krajem wstrząsnęło dwadzieścia sześć rebelii” – zaczyna swoją książkę Krzysztof Błażyca. Już to pierwsze zdanie pokazuje, z jak skomplikowaną materią mamy do czynienia. Nasz redakcyjny kolega, który na Afryce zna się jak mało kto, porusza się jednak po tym świecie z dużą sprawnością, a nam, laikom, cierpliwe tłumaczy zawiłości czarnego kontynentu. Jest też aktywnie zaangażowany we wspieranie charytatywnych dzieł w tym rejonie świata – np. w budowę studni na północy Ugandy.

„To był czas terroru, życia na łasce rebeliantów i żołnierzy. Przyszli, zajęli żyzne tereny, pozakładali obozy. (…) Robili na tym pieniądze, roznosili AIDS, kolekcjonowali kobiety, a ludzie jedli szczury, myszy… Tak się działo, widziałem, opowiada Ramon”. Takich wstrząsających opowieści w książce jest mnóstwo, bo Krzysztof dotarł do wielu świadków tamtych wydarzeń.

Autor nie formułuje łatwych osądów. Bo ta historia poraża mocą samych faktów. I zdumiewa, że mimo ogromu cierpienia wiele ofiar ocaliło w sobie dobro. „Patrzyłem w twarze, które chciano pozbawić ludzkiego oblicza. Słyszałem głosy łamiące się wobec wspomnień. Wypowiadaliśmy imiona. Razem milczeliśmy i płakaliśmy” – pisze Krzysztof. Tak, przy tej lekturze sporo będzie milczenia i łez.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.