Koniec cienkiej czerwonej linii

Patrząc na ostatnie wydarzenia w Wielkiej Brytanii na myśl przychodzi tytuł filmu „Londyn w ogniu”.

Ostatnie wydarzenia w Londynie pokazują, że źle się dzieje nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także w Europie. Władze do znudzenia będą powtarzać: „incydent”, „trzeba zachować spokój”, „potępiamy” i „współczujemy”, a na ulicach coraz więcej wojska i policji. Władze zwołują kolejne sztaby kryzysowe, a sytuacja się nie zmienia. Nieważne, czy się jest w Unii Europejskiej czy nie, nasi niektórzy sąsiedzi zmieniają się po prostu w państwa policyjne.

Sytuacja już dawno wymknęła się spod kontroli z powodu poprawności politycznej, pseudotolerancji i zeświecczenia społeczeństwa. Wszystko liberalne, rozmiękczone i rozmyte.

Tragiczne jest to, że prawdopodobnie napastnik, który wjechał w ludzi, kierował się chęcią zemsty, krzyczał: „zabiję wszystkich muzułmanów”. Linia została przekroczona. Weszliśmy w nową fazę, która może okazać się nie do zatrzymania. Skoro państwo nic nie robi, zamachy nie ustają, to trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Frustracja rośnie, a spirala nienawiści zacznie się nakręcać.

Nie trzeba być psychologiem, socjologiem, by widzieć, że ludzie mają zwyczajnie dość i żyją w strachu, a politycy już dawno przestali słuchać obywateli.

Pozostaje nam modlitwa za ofiary i nawrócenie napastników, także tych przyszłych.