Zoo(teo)logia

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 23/2017

publikacja 08.06.2017 00:00

Zezwierzęcenie to nie upodobnienie się do zwierząt, tylko osłabienie podobieństwa do Boga.

Zoo(teo)logia

Znajoma opowiadała mi, że widziała w dużym zachodnim mieście ludzi wożących pieski w wózeczkach jak dzieci. Parę dni później, w Krakowie będąc, ujrzałem taki właśnie obrazek: facet jeździł po rynku z psiakiem w wózku. Biedne zwierzę wyglądało jak pacjent w kaftanie bezpieczeństwa.

Aha, zaraza się roznosi – pomyślałem. No tak, zaraza, bo to przecież nie ma nic wspólnego z troską o zwierzęta. Ma za to dużo wspólnego z brakiem troski o człowieka – czyli z kryzysem miłości. Człowiek coraz częściej traci czas i możliwości, które są darem Bożym przeznaczonym w pierwszym rzędzie dla ludzi, a przy okazji nawet zwierzętom wyświadcza niedźwiedzią przysługę. Tak jak pewna pani, która pochwaliła mi się, że „uratowała” swojego starego psa, którego weterynarz już dwa lata temu radził uśpić. Wprawdzie pies jest ciężko chory, ale ona miesięcznie przeznacza na niego 2 tys. złotych – i pies żyje. Dwukrotnie upewniałem się, czy chodzi o 2 tys. złotych. Kobieta potwierdziła. – Ja nikomu krzywdy nie robię – wyjaśniła.

– Ale za tyle pieniędzy to by pani paru ludzi wyżywiła! – zdumiałem się.

– Bezdomnemu też czasem bułkę kupię – powiedziała beztrosko.

Cóż, skoro ktoś tak postanowił wydawać pieniądze, to trudno. Gorzej jednak, że różni zooideolodzy próbują grzebać w teologii, udowadniając, że ta hipertroska o zwierzęta to jest właśnie chrześcijaństwo. Dowodzą, że między człowiekiem a zwierzęciem nie ma istotnej różnicy i utrzymują, że podkreślanie wyjątkowości człowieka to objaw pychy. Mieszają w to samego Zbawiciela, robiąc z Niego wegetarianina. „Jezus kazał kochać braci mniejszych” – powtarzają, zapominając, że Chrystus braćmi najmniejszymi nazywa nie zwierzęta, lecz ludzi – głodnych, spragnionych, nagich, chorych, przybyszów, uwięzionych…

Zwierzęta oczywiście są darem Bożym i jako dar trzeba je traktować. Między innymi jako dar stołu. Bo twierdzenie, jakoby Jezus miał coś przeciw jedzeniu mięsa, jest po prostu kłamstwem produkowanym na potrzeby postchrześcijańskich ideologii.

Z Ewangelii wiemy, że Jezus jadał ryby i nawet wskazywał, gdzie zarzucić sieci. Logiczne jest też, że jako Żyd spożywał mięso baranka paschalnego. Jakoś nie sądzę, że zrezygnowałby ze spożywania mięsa, gdyby przeczytał książki o szkodliwości takiej diety.

Jezus mówił, że my, ludzie, jesteśmy „ważniejsi niż wiele wróbli”. Bo to człowiek jest dla Boga przedmiotem szczególnej miłości. I choć Bóg kocha całe swoje stworzenie, to sam stał się człowiekiem i za ludzi umarł. Jezus, gdy trzeba było pomóc jednemu człowiekowi, posłał złe duchy w całe stado świń, które od razu popełniły zbiorowe samobójstwo.

Czy to czegoś nie mówi o różnicy między człowiekiem a resztą stworzenia? Mówi. Ale żeby to przyjąć, to trzeba tego uczciwie posłuchać.

* * * * *

Cnota mniejszości

Magdalena Środa w ramach ideologicznej podbudowy homomarszu, który miał się odbyć (i odbył się) w Warszawie, opublikowała w „Wyborczej” tekst pt. „Każdy jest gejem…”. Pisała tam m.in.: „Gdy jakaś mniejszość jest dyskryminowana i krzywdzona, trzeba ją wspierać. Powodów jest wiele. Ten najstarszy wynika z chrześcijaństwa, które nakazuje miłość bliźniego i troskę o pokrzywdzonych”. Wynikałoby z tego rozumowania, że chrześcijaństwo nakazuje wspierać każdą grupę, byle była mniejszością. Śmiała teza, jeśli zważyć, że mniejszością – i to bardzo prześladowaną – byli na przykład bolszewicy. Właściwie każda grupa społeczna, zanim zostanie większością, musi być mniejszością. Zgodnie z logiką Magdaleny Środy samo bycie mniejszością jest wartością i dlatego każdy uczciwy człowiek musi solidaryzować się z aktywistami gejowsko-lesbijskimi. Bo biedactwa tak są u nas prześladowane, że aż im państwo umożliwia legalne marsze w centrach największych miast, w tym w stolicy. Jest w tekście Środy więcej ciekawostek, na przykład stwierdzenie, że „od czasów św. Tomasza, to znaczy od czasów umacniania się władzy absolutystycznej w Europie, homoseksualizm uznawany był za grzech śmiertelny, równie groźny dla Kościoła i politycznego ładu jak herezja”. Czyny homoseksualne, pani profesor, zawsze były uznawane za grzech śmiertelny, bo są grzechem śmiertelnym. Mówi o tym i Stary, i Nowy Testament. Jeśli Kościół się grzechowi sprzeciwia, to po to, żeby ludzie stanowili większość w niebie, a nie w piekle.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.