O utraconej zdolności do rozmowy

Andrzej Nowak

|

GN 22/2017

publikacja 01.06.2017 00:00

Czy wolno przypomnieć, że dzisiejsi „uchodźcy” przybyli nie na nasze zaproszenie, ale pani kanclerz Merkel, i nie pragną osiedlać się w Polsce, tylko chcą do największego bogactwa?

O utraconej zdolności do rozmowy

Znika przestrzeń publiczna, w której byłaby możliwa rozmowa. Stajemy wobec wyboru: wziąć udział we wzajemnym przekrzykiwaniu się albo milczeć, zrezygnować z daremnego trudu wymiany argumentów. Argumenty nie są już potrzebne, wystarczą emocje.

Przykład najbardziej dziś uderzający: sprawa tzw. uchodźców. Już wpisanie tutaj określenia „tzw.” budzi emocje i zapewne utrudnia dalszą lekturę wyobrażonym czytelnikom, których chciałbym do rozmowy zaprosić. A jednak będę kontynuował. Ogromna większość nielegalnych (to jest nieposiadających ważnej wizy wjazdowej, często też dokumentów) przybyszów napływających od południa i wschodu do Unii Europejskiej nie uchodzi, jak się okazuje, przed wojną w swych krajach, ale szuka możliwości lepszego życia w bogatszej części świata. Nie są więc oni uchodźcami, którym należy się specjalne traktowanie ze względu na bezpośrednie zagrożenie życia, ale są ekonomicznymi imigrantami. Słyszymy jednak magiczne słowo „uchodźcy”. Osoby, które przypominają przywołany w poprzednim zdaniu fakt, ma ono ustawić w pozycji pozbawionych serca łajdaków, lekceważących życie bliźnich. Emocje buzują.

Jeśli ostudzimy je do punktu, w którym można by prowadzić dalej dialog, słyszymy: nawet jeśli ci biedacy nie uciekają przed horrorem wojny, to przecież przypomnijcie sobie, Polacy, że i wy kiedyś masowo migrowaliście „za chlebem” do bogatszych krajów Europy – i przyjmowano was. Teraz pora oddać to dobro, które nas spotkało. Czy wolno przypomnieć, że Polacy, którzy ruszyli wielką falą w stanie wojennym na Zachód – i zostali tam przyjęci – musieli wylegitymować się paszportami i wizami, byli poddawani drobiazgowej procedurze sprawdzającej ich tożsamość, często miesiącami przebywali w filtracyjnych obozach (jak wielu moich przyjaciół), gdzie badano ich ekonomiczną przydatność dla krajów, w których stronę chcieli się udać? Czy wolno przypomnieć, że nikt nie słyszał o zjawisku „polskiego terroryzmu fundamentalistycznego”, który pociągałby za sobą setki ofiar śmiertelnych w krajach osiedlenia? Dzisiaj zjawisko terroryzmu istnieje i nierzadko ma związek z działalnością obecnych (albo wcześniejszych) uchodźców-imigrantów z krajów wojującego islamu. Czy wolno przypomnieć, że dzisiejsi „uchodźcy” przybyli nie na nasze zaproszenie, ale pani kanclerz Merkel, nie pragną osiedlać się w Polsce, tylko chcą do Niemiec, do Szwecji, do największego bogactwa? Czy będziemy trzymać tych ludzi w Polsce wbrew ich woli? Czy mamy te zjawiska widzieć, jak Tuwimowscy „straszni mieszczanie” osobno, czy wolno nam je połączyć w strukturę rzeczywistości? Nie – słyszymy w odpowiedzi na takie wątpliwości. Kto łączy – ten populista. Słyszymy ów sąd, orzekany bez argumentów.

Próbujmy wszakże brnąć dalej. Przecież Polska dzieli odpowiedzialność Europy za kolonializm, za wyzysk tych krajów Południa – Afryki, Azji – z których dziś przybywają biedacy ze słusznym żądaniem zapłaty za dziejowe krzywdy. To kolejna mina, która ma wysadzić „polski Zbaraż” AD 2017… Czy wolno wszakże przypomnieć, że Polska tego dziedzictwa historycznego w stosunku do mieszkańców Afryki i Azji nie podziela w historycznej rzeczywistości, a na pewno nie w takim stopniu jak 9 państw zachodniej części Europy, które miały swoje zamorskie imperia kolonialne, ze wszystkimi tego – często krwawymi – konsekwencjami (Hiszpania, Portugalia, Holandia, Wielka Brytania, Francja, Włochy, Niemcy, Belgia, Dania)? Jedno z tych państw – Niemcy – ma nawet interesującą historię kolonializmu w naszej części -kontynentu, w której w roli Hotentotów występowali chłopi z Poznańskiego… Nas wprowadzać jednak mają na ten sam stopień kolonialnej odpowiedzialności myślo-zbrodnie Sienkiewicza z jego „nazistowsko- -kolonialnej” prozy „W pustyni i w puszczy” albo wiersz o Murzynku Bambo? To naprawdę jest warte tyle samo co np. 10 mln Afrykanów zamordowanych pod rządami króla Belgii w Kongu? Tak jest – odpowiadają tropiciele polskiego „orientalizmu”.

Mamy się wstydzić i słuchać tych, którzy są od nas szlachetniejsi i mądrzejsi. To jest istota „dialogu”, jaki proponują dużej części polskiego społeczeństwa (oczywiście tej „gorszej”, czy wręcz „najgorszej”, jak to określił prezydent Komorowski) zwolennicy tezy o konieczności przyjmowania uchodźców-imigrantów z Południa. Szkoda, że nie dostrzegają w tym dziedzictwa kolonialnego. Tak, na tym ono polega: na występowaniu wobec „prymitywnych tubylców” tonem oświeceniowego nauczyciela, który wie, co dobre dla tej „ciemnej masy” – ta bowiem nie może sama siebie reprezentować, jest na to zbyt prymitywna, musi być więc reprezentowana przez tych „lepszych”, „mądrzejszych”, „szlachetniejszych”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.