Złóż broń

Trzy Dni bez przemocy, bez haków, bez argumentów przeciw komukolwiek. Trzy Dni mówiące wszystko o chrześcijaństwie.

„Mam takie przekonanie, iż chrześcijaństwo – Ewangelię – mamy nie tyle za sobą, ile przed sobą”. Oburzali się niektórzy na te słowa ks. Tischnera. Jak to „przed sobą”? A co z całym dwutysiącletnim doświadczeniem wiary, Tradycją, nauczaniem, cudami, nawróceniami, wielkimi świętymi… Co z bogactwem liturgii, dogmatów, życia duchowego, soborów, co z całym tzw. dziedzictwem, którym oddychamy, dotykamy, które mamy – akurat w Polsce – na wyciągnięcie ręki?

Nie, Tischner nie przesadzał. Zdaję sobie z tego sprawę przed każdym Triduum Paschalnym. Trzy Dni, które zmieniły wszystko. Zmieniły, ale my niekoniecznie tę zmianę przyswoiliśmy. Ciągle metaforycznie traktujemy najbardziej dosłowne fragmenty Pisma, w których Jezus pokazał, kim mają być ci, którzy idą za Nim.

Biskup Grzegorz Ryś, rekolekcje z tego tygodnia, pozwolę sobie na dłuższy fragment: „Dawid całe życie był wojownikiem. Całe życie rządził z konia z mieczem w ręce. Ale jak chciał pokazać swojemu ludowi, co znaczy królować, to kazał swojego syna posadzić nie na bojowego konia, tylko na mulicy. Widzieliście kiedyś króla na mule? Na ośle? To jest król, który jest zaprzeczeniem wszelkiej przemocy, wszelkiej. To jest król, który odkłada broń. W jaki sposób zaprowadza pokój? W taki, że Filistynów czyni, obok Izraelitów, narodem wybranym. Tych wszystkich, którzy do niedawna byli wrogami, czyni przyjaciółmi, że razem z Izraelem są jakby jednym organizmem, zaczynają tworzyć jedność, która jest obrazem pokoju, który nie jest tylko brakiem wojny. Pokój to jest rzeczywistość, w której ludzie żyją w harmonii, jako jeden organizm. I to jest to, co Pan zapowiada. To zmierza do pytania, czy chcecie tego. Chcecie? To złóżcie broń. Złóżcie broń. Przestańcie się zbroić na kogokolwiek. Pan wjeżdża do Jerozolimy na osiołku. U nas, w Jeruzalem, chce odrzucić rydwany i broń. To słowo mówi o nas, o Jeruzalem, nie o świecie. My ciągle gromadzimy broń na kogoś. Na tego mam haka. Na tamtego mam pieniądz, kupię go. Na innego mam władzę, bo mi podlega. Tamtego załatwię oszczerstwem. A tamtego obmową. I ciągle na kogoś mam broń… Złóżcie broń. Zacznijmy w Kościele. Nie możemy żyć obok siebie normalnie, nawzajem się błogosławiąc? Szanując wszystkie różnice? Jak Paweł z Markiem, który zostawił go na wyprawie misyjnej. Co z tego, że go zostawił. Paweł do końca życia będzie mówił: Marek, mój syn. Nie można tak? Musisz całe życie nosić w głowie to, że cię zostawił? Nie może być dla ciebie krewnym w jednym ciele, którym jest Kościół? Musimy się na siebie zbroić? Udowadniać, że ktoś nie ma racji? Zacznijmy od siebie, od chrześcijan, wtedy będziemy wiarygodni dla świata. Nie musimy być uzbrojeni w stosunku do świata. Opróżnijcie te arsenały, haki na innych, te argumenty przeciwko komuś. Wyrzućcie to do kosza”.

Nie miał Tischner racji? Mamy już przerobione takie chrześcijaństwo? Jest jakaś inna bardziej „życiowa” wersja? Ewangelie nic o tym nie mówią. Nie chodzi o dezercję, o brak starań o lepszy świat. Chodzi o złożenie broni, która jest wymierzona przeciwko drugiemu. Jeśli umiemy już tak żyć, składać broń, to Tischner się mylił. Ale mam poczucie, że miał jednak rację i chrześcijaństwo mamy jeszcze przed sobą. W sumie najlepiej mówić za siebie. No więc mówię.