publikacja 13.04.2017 00:00
Budowa wymagała wysiłku i wyrzeczeń. Kilka chwil i stracili niemal cały dorobek życia. Ale... zyskali więcej.
Drewniany taras w domu Skruszeńców nadal potrzebuje remontu, a stolarz przywraca jego dawną świetność. Zdąży może na Wielkanoc. Wtedy dom będzie jak nowy. A nawet dużo, dużo piękniejszy. Bo zbudowany modlitwą i pomocą, i życzliwością. I prawdziwym zaufaniem, zahartowanym doświadczeniem ognia i niemocy, tej bezsilności, która zmienia spojrzenie na ludzi i świat.
15 minut
To był zwyczajny dzień jak co dzień. Poniedziałek i poranna logistyka rodzinna. Tata Mariusz do pracy, młodsza Hania z mamą Iwoną do dentysty. I nagle telefon od sąsiadki: „Iwonka, dom ci się pali!”. Jak grom. – W pierwszej chwili nie zrozumiałam, nie uwierzyłam – opowiada Iwona, a Mariusz potakuje.
– Sprowadziliśmy się do Otwocka z Warszawy. Wcześniej kupiliśmy działkę i krok po kroku zajmowaliśmy się budową – opowiadają. – W tym czasie było dużo problemów, masa spraw, wyrzeczenia – bo trzeba budować dom, bo tu będzie nasze miejsce na ziemi – dodaje Iwona. – I nagle się dowiaduję, że w niemal kilka chwil z naszego miejsca i naszych marzeń niewiele zostaje. Straszny cios...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.