Przesłanki smoleńskiej podkomisji

Wyniki prac smoleńskiej podkomisji spotkały się z krytyką zwolenników raportu Millera.

Rzeczywiście jej ustalenia nie są przełomowe, ale nie sposób zlekceważyć wagi przeprowadzonych eksperymentów dla ustalenia prawdy o okolicznościach tragedii.

W 7. rocznicę katastrofy smoleńskiej powołana przy MON podkomisja przedstawiła wyniki prac przeprowadzonych w ostatnim roku. Dla mnie nie są przełomowe, choć zebrany materiał dowodowy może być ważną przesłanką w ustaleniu prawdy. W ponad 40. minutowym filmie podkomisja jednoznacznie wykazuje, że rosyjscy kontrolerzy ponoszą bezpośrednią odpowiedzialność za rozbicie tupolewa, gdyż podawali pilotom nieprawidłowe dane. Tylko ta sprawa była już znana wcześniej i oskarżenia to pada nawet w raporcie tzw. Komisji Millera, która badała katastrofę za rządów Platformy. Nowością są żmudne badania i eksperymenty dotyczące ostatnich sekund lotu, przeprowadzone we współpracy z amerykańskimi placówkami naukowymi. Doprowadziły one do postawienia przez podkomisję tezy, że samolot był rozrywany eksplozjami w kadłubie, centropłacie i skrzydłach, a destrukcja lewego skrzydła rozpoczęła się jeszcze przed przelotem nad brzozą. Jednak te tezy, poparte eksperymentami, to tylko przesłanki, które wymagają dalszych badań. Mogą kształtować opinie, poszerzyć wiedzę o możliwych scenariuszach wypadku, zainspirować kierunek badań, ale przekonującymi dowodami nie są. Nie zmienia to faktu, że takie badania powinna przeprowadzić komisja Millera i niewątpliwie jest to jej kolejne zaniedbanie.

Gdy zestawiam raport Millera z filmem podkomisji zdecydowanie bardziej przemawiają do mnie efekty prac tej ostatniej, ale wciąż nie wiem, co było ostatecznie przyczyną katastrofy. Może w końcu zwolennicy raportu Millera zdobędą się na odwagę i skonfrontują w bezpośredniej wymianie zdań z naukowcami z podkomisji MON.