Poprawność polityczna chce cenzurować internety

Bartosz Bartczak Bartosz Bartczak

publikacja 06.04.2017 15:00

Bolszewicy już próbowali stworzyć nowego człowieka. Pokonały ich prawa ekonomii, choć kosztowało to wiele istnień. Teraz ich ideowi pogrobowcy znowu stają w oko w oko z prawami rynku.

Zwolennicy politpoprawności niczego się nie uczą. Coraz więcej ludzi zauważa, że Trump wygrał w USA na fali niechęci do narzucania określonego sposobu myślenia. Ale taka sytuacja tylko nakręca poprawnościowych fanatyków, którzy rozwiązanie problemu widzą w intensyfikacji walki z „mową nienawiści”. Jak podaje niemiecka prasa, rząd w Berlinie planuje nałożyć drakońskie kary, nawet 50 mln euro, na serwisy Facebook i Twitter, jeśli nie będą wystarczająco gorliwie zwalczać „mowy nienawiści” i „fałszywych informacji”.

Jak dobrze wiemy, stwierdzenia „mowa nienawiści” i „fałszywe informacje” są pojęciami bardzo płynnymi. W Polsce służą głównie zwalczaniu prawicowych poglądów. Ofiarą walki z polityczną poprawnością padają wcale nie taki kontrowersyjny Tomasz Terlikowski (w porównaniu z Michalkiewiczem czy Braunem to prawie Hołownia) i dużo kulturalniejszy niż spędy feministek Marsz Niepodległości. A Niemcy nawet nie ukrywają, że nowe prawo cenzurujące serwisy społecznościowe ma służyć walce z Alternatywą dla Niemiec, legalną przecież partią.

Tymczasem Facebook pełen jest plujących jadem na chrześcijaństwo kont, których nikt nie waży się niepokoić. Radykalni islamiści też swobodnie rekrutują w Internecie bojowników ISIS. A po sieci swobodnie hulają „fake newsy” w rodzaju wiewiórki zabitej przez prawo do dysponowania prywatną własnością. Ale oczywiście ważniejsza jest w walka z prawdziwymi przecież opiniami, że istnieją tylko dwie płcie (i wystarczą tylko dwa rodzaje toalet), że aborcja to zabójstwo dziecka w łonie matki, że para homoseksualistów nie tworzy małżeństwa i że powinniśmy szanować historycznych bohaterów.

Informacja o brutalnej ingerencji niemieckiego rządu w działanie prywatnych przecież firm zbiegła się z informacją, że wydawnictwo Marvel zaliczyło biznesową wpadkę, prawdopodobnie z powodu właśnie politycznej poprawności. Wydawnictwo niedawno pozamieniało swoich najbardziej znanych superbohaterów w homoseksualistów, muzułmanów i przedstawicieli innych mniejszości. I dzisiaj kierownictwo zauważa, że krok ten niezbyt spodobał się czytelnikom, co mogło zaowocować sporymi spadkami sprzedaży.

Być może kierownictwo Marvela myślało, że polityczna poprawność przejdzie w tak niszowym medium jak komiks. Co ciekawe, podobne pomysły w kinie raczej by nie przeszły. Ludzie odpowiedzialni za biznes filmowy dobrze wiedzą, że ludzie chcą oglądać Batmana i Iron Mana, a nie Batgeja i Islam Mana. Jeśli teraz polityczną poprawność, coraz bardziej przypominającą inżynierię społeczną, będzie forsować Facebook i Twitter, to ludzie w końcu przerzucą się na rosyjskie WKontaktie czy chińskie QQ.

Hunwejbini politycznej poprawności dostali już w łeb od demokracji w Polsce czy USA. Teraz mogą dostać jeszcze mocniej od wolnego rynku.