publikacja 06.04.2017 00:00
Z Adamem Strugiem o śpiewaniu jako lekarstwie, „Bożych obiadach” i prostocie rozmawia Barbara Gruszka-Zych.
Jakub Szymczuk /Foto Gość
Barbara Gruszka-Zych: Słyszałam, że babcia zabierała Pana na pogrzeby we wsi.
Adam Strug: Uczestniczyłem w nich przez całe dzieciństwo do 15. roku życia. Babcia wprowadziła mnie w ten świat niejako niechcący. W wioskach drobnoszlacheckich i kurpiowskich w Łomżyńskiem śpiewano, czuwając przy zmarłym po sześć, nawet siedem godzin.
W Wielkim Tygodniu towarzyszono śpiewem umęczonemu i ukrzyżowanemu Chrystusowi.
W naszych stronach podczas Triduum Paschalnego śpiewano trzy noce – od Wielkiego Czwartku do Mszy rezurekcyjnej w Niedzielę Zmartwychwstania. Zgromadzenie śpiewacze współtworzyli: prowadzący całość kantor, zawołani śpiewacy, wreszcie cała społeczność.
Dostępne jest 6% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.