Chata pełna Boga

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 10/2017

publikacja 09.03.2017 00:00

Film „Chata”, nakręcony na podstawie bestsellerowej książki pod tym samym tytułem, to chyba pierwszy w historii sfilmowany traktat o Trójcy Świętej. Czy ta filmowa „ikona” Boga jest udana? Mnie przekonuje. Nie wszystkich musi.

Aviv Alush (jako Jezus), Sam Worthington (jako Mack Phillips), Octavia Spencer (jako Tata) i Sumire Matsubara (jako Sarayu). Aviv Alush (jako Jezus), Sam Worthington (jako Mack Phillips), Octavia Spencer (jako Tata) i Sumire Matsubara (jako Sarayu).
Jake Giles Netter /monolith films

Z filmem „Chata” będzie prawdopodobnie jak z książką. Wielu zachwyci, wzruszy do łez, zaintryguje, a nawet przemieni, nawróci, ożywi wiarę. Będą jednak tacy, którym ten obraz wyda się zbyt ckliwy, naiwny, zbyt „protestancki”, zbyt newage’owski lub teologicznie wątpliwy.

Powieść autorstwa Williama P. Younga stała się wydarzeniem. Jej gatunek można by określić mianem „teological fiction”. Na świecie sprzedano aż 22 mln egzemplarzy, przetłumaczono na 40 języków. Książka zadebiutowała od razu na pierwszym miejscu listy bestsellerów „New York Timesa” i pozostała na nim przez kolejnych 70 tygodni. Najważniejszy nie jest jednak sam sukces wydawniczy, ale to, że „Chata” zmieniła na lepsze życie setek tysięcy ludzi na całym świecie. Nie dziwię się temu, bo pamiętam, że po lekturze sam byłem pod jej dużym wrażeniem. Rozumiem jednak krytyków, którzy uważają, że autor poszedł za daleko. Niemniej jednak nie bałbym się jako duszpasterz i teolog polecić tej książki. Uważam, że warto także zobaczyć film nakręcony na jej podstawie.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: