Ryzykant

Coś się zmieniło przez dwa tysiące lat? Bóg zmienił wytyczne? Zredukował plan, dostosowując się do naszej kiepskiej kondycji? Powiedział „Panowie, jednak nie uzdrawiajcie, bo doprowadzi to do niepotrzebnych pyskówek w internecie”?

Jezus bardzo ryzykuje. Wysyła słabych, grzesznych, zajętych sobą uczniów do miast, do których sam lada chwila zamierza przybyć. Idą jako pierwsi. Jako awangarda. Mogą przecież wszystko zepsuć, zniszczyć wizerunek, popsuć całe PR-owe zabiegi, pokazać się z jak najgorszej strony, zająć się, jak to mają w zwyczaju, przepychankami w stylu „który z nas jest największy...”. A jednak Bóg ryzykuje.

Instrukcja obsługi była prosta jak schemat linii warszawskiego metra. Zaproszą was do domu? Zjedzcie kolację, potem uzdrówcie ich chorych, a na koniec powiedzcie: „Przybliżyło się do was królestwo”. Siedemdziesięciu dwóch posłusznie ruszyło. Wyganiali złe duchy, uzdrawiali chorych, ogłaszali bliskość królestwa.

Coś się zmieniło przez ostatnie dwa tysiące lat? Bóg zmienił wytyczne? Zredukował swój plan, dostosowując się do naszej kiepskiej kondycji? Powiedział: „Jednak nie uzdrawiajcie, bo doprowadzi to do niepotrzebnych dyskusji w internecie”? Wytłumaczył, że zwrot o bliskości królestwa był jedynie pobożną metaforą? („Panowie, po co od razu tak serio?”) Punktem wyjścia stał się dla Niego nasz brak, a nie Jego hojność?

Po śmierci będzie dobrze – pocieszamy się na tym łez padole. Ileż razy słyszałem ten zwrot! Pełna zgoda. Staniemy przed Nim twarzą w twarz, doświadczymy pełni uzdrowienia, a On otrze z naszych oczu wszelką łzę.

Gdyby jednak taki był plan Jezusa, nie wołałby z tęsknotą: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jak bardzo pragnę, by on już zapłonął!”. Nie powiedziałby uczniom pytającym, jak się modlić: „Mówcie: »Przyjdź królestwo Twoje! Niech tu na ziemi będzie tak jak w niebie«”. Nie prosiłby, by ogłaszali, że przybliżyło się do nas królestwo.