Męczennik z Dachau

Andrzej Grajewski Andrzej Grajewski

publikacja 13.01.2017 08:10

75 lat temu w KL Dachau zamęczono ks. Emila Szramka, jednego z wielu kapłanów, którzy oddali życie za wiarę w czasie II wojny światowej.

Męczennik z Dachau Ksiądz Emil Szramek reprodukcja: HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość

Ksiądz chorował od dawna,  a w styczniu 1942 r. trafił do obozowej izby chorych, gdzie masowo wykańczano chorych więźniów. 13 stycznia 1942 r., naraził się „pielęgniarzowi” jakąś drobnostką. Za karę został postawiony na dłuższy czas pod kranem z zimną wodą i wkrótce później zmarł. Rodzinę powiadomiono, że zgon nastąpił „mimo lekarskiej opieki i wszystkich będących do dyspozycji środków lekarskich” w wyniku ataku serca. 

Choć pochodził z plebejskiej rodziny spod Raciborza, dzięki studiom, wytrwałej pracy oraz pasji stał się jednym z najbardziej znanych koneserów sztuki i bibliofilii. Zgromadził cenną kolekcję książek i dzieł sztuki, które Niemcy rozkradli po jego aresztowaniu. Był światowcem, biegle posługującym się kilkoma językami, szanowanym i cenionym zarówno w kręgach kościelnych, jak i świeckich. Jego publikacje naukowe, a zwłaszcza rozprawa o socjologicznych uwarunkowaniach kwestii narodowościowej na Górnym Śląsku wyprzedzały epokę. Był polskim patriotą, ale pracując w wielonarodowościowej społeczności zabiegał przede wszystkim o rozwój życia duchowego parafian.  Nie było to łatwe. Namiętności polityczne i walka narodowościowa dotykały także Kościoła. Katolicy niemieccy skarżyli się Stolicy Apostolskiej na rzekome szykany ze strony miejscowych władz kościelnych. Natomiast polska administracja, kierowana przez wojewodę Michała Grażyńskiego domagała się redukcji nabożeństw w języku niemieckim. Ks. Szramek był w centrum tych zmagań. Od 1926 r. z nominacji papieża Piusa XI, gdyż jego poprzednik ks. Teodor Kubina został biskupem częstochowskim, kierował katowicką parafią mariacką, najbardziej prestiżową placówką duszpasterską w stolicy polskiej części Górnego Śląska. Większość jego parafian stanowili Niemcy, często członkowie elity politycznej, kulturalnej oraz finansowej miasta. Dalece nie wszyscy pogodzili się z faktem, że Katowice stały się polskim miastem. Szramek gorliwie pracował zarówno wśród Niemców, jak i Polaków, zakładając dla obu grup stowarzyszenia, organizując pracę charytatywną, a także wspierając grupy młodzieżowe. Jego aktywność nie wpisywała się w ciasny model patriotyzmu, który topornie i wyrządzając wiele szkód sprawie narodowej na tym terenie lansowała śląska sanacja. W czasie studiów teologicznych we Wrocławiu angażował się w działalność tajnej polskiej narodowej organizacji ZET, a w czasie powstań śląskich oraz plebiscytu działał na rzecz przyłączenia Górnego Śląska do Polski. Niemcy napadli wtedy na niego i go pobili. Pomimo tego, gdy w latach 30. administracja państwowa domagała się redukcji niemieckich nabożeństw, stanowczo odmówił. Miał przy tym świadomość, że wielu jego parafian, uważających się za Niemców, miało polskich przodków. Dlatego, kiedy w czerwcu 1939 r. informował o rozporządzeniu Biskupa Katowickiego o likwidacji nabożeństw ze śpiewem i kazaniem w języku niemieckim  powiedział, że wprawdzie parafianie nie będą mogli podczas nabożeństw używać swego języka ojczystego (Muttersprache), za to mogą odświeżyć znajomość języka dziadków (Grossmuttersprache), a więc polskiego. Niemcy nie zapomnieli mu tego wystąpienia.

W opinii gestapo

Kiedy jesienią 1939 r. gestapo nakazało Szramkowi opuścić parafię i przenieść się do Generalnego Gubernatorostwa, odmówił. Gdyby wypełnił polecenie, prawdopodobnie doczekałby końca wojny. Był jednak przekonany, że powinien pozostać ze swymi parafianami. Od decyzji odwołał się do Berlina. W liście do szefa gestapo Heinricha Müllera oraz ministra ds. wyznań Hannsa Kerrla podkreślał, że dzięki wykształceniu czuł się „związany kulturowo z narodem niemieckim”. Zwracał uwagę na swoje zaangażowanie na rzecz duszpasterstwa niemieckich katolików oraz zapewniał, że będzie respektował nowy porządek. Odpowiedzi nie uzyskał, za to 10 kwietnia 1940 r. po południu pod parafię mariacką podjechał samochód gestapo i od jednego z funkcjonariuszy proboszcz usłyszał, że jest aresztowany. Pozwolono mu tylko wejść do kościoła, gdzie modlił się dłuższą chwilę. Następnego dnia jednym z pierwszych transportów pojechał do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie otrzymał numer 21987.  Dlaczego aresztowano kapłana, mającego znakomitą opinię także wśród niemieckich katolików? Nie było to przypadkowe. Wiosną 1940 r. Niemcy w ramach tzw. Intelligenzaktion, prowadzonej na ziemiach włączonych do III Rzeszy, aresztowali na Górnym Śląsku kilkuset przedstawicieli polskiej inteligencji: duchownych, nauczycieli, działaczy politycznych i społecznych, przedstawicieli wolnych zawodów. Ks. Szramek znalazł się na liście, gdyż był jednym z liderów miejscowej polskiej inteligencji. Były jednak, jak sądzę, także inne motywy tej decyzji. Można się ich doszukać w piśmie Rudolfa Mildnera, szefa katowickiego gestapo. Adresatem listu są niemieckie władze, co także jest godne zauważenia. Świadczy bowiem o tym, że protesty niemieckich katolików przeciwko aresztowaniu ks. Szramka były tak silne, że zażądano od gestapo wyjaśnień. W ocenie Mildnera proboszcz mariacki wyróżniał się pod względem moralnym i duchowym. „Jego radykalnie polska aktywność jest zatem tym niebezpieczniejsza”, pisał. Przyznawał, że także wobec swych niemieckich parafian „zachowywał się nienagannie”,  ale zarazem – dodał – wywierał zgubny wpływ „na ducha niemieckiego”. Musiał więc zostać usunięty nie tylko jako polski patriota, ale także lider całej miejscowej społeczności katolickiej. W tym kontekście warto odnotować incydent, do którego doszło wiosną 1940 r. W parafii mariackiej odbywał się pogrzeb lokalnego działacza NSDAP. Na czele konduktu stanął ktoś z flagą ze swastyką. Wtedy ks. Szramek polecił, aby pogrzeb poprowadził ministrant z krzyżem. „Najpierw krzyż, a potem ta szmata” miał głośno ustalić porządek konduktu. Aresztowanie nastąpiło wkrótce po tym, być może na skutek donosu jednej z osób, które słyszały te słowa.

„Niech Bóg da nam siłę”

Stacjami Kalwarii ks. Szramka były obozy koncentracyjne Dachau, Mauthausen, Gusen i ponownie Dachau. Jak wielu innych kapłanów z Górnego Śląska, w obozie zadeklarował się jako Polak. Dlatego nie mógł korzystać z niektórych przywilejów, jakie mieli kapłani narodowości niemieckiej, np. możliwości odprawiania Mszy św. oraz wspólnych modlitw. Współwięźniowie podkreślali, że ks. Szramek nawet w warunkach obozowych promieniował wewnętrzną siłą i krzepił wiarę innych. Jak się wydaje, jeszcze przed aresztowaniem przeczuwał, jaki spotka go los. Wiosną 1940 r. na jednym z posiedzeń kapituły katowickiej miał powiedzieć: „My, którzy nosimy na sobie kolor krwi, będziemy musieli naszym życiem świadczyć o naszej wierze i przekonaniach, jak uczynili to kapłani w Meksyku i Hiszpanii. Rewolucja będzie zawsze występowała przeciwko kapłanom. Niech Bóg da nam siłę, by z nas nikt nie był zdrajcą”.

W jednym z listów do rodziny wysłanym w październiku 1940 r. z KL Mauthausen pisał: „Jestem tu zdrowy i, ponieważ zakotwiczony w Bogu, dobrej myśli i pełen ufności”. Te słowa wydają się kluczowe dla zrozumienia postawy ks. Szramka w kacecie. W obozowych wystąpieniach ks. Szramka przebija wyraźnie przekonanie o tym, że los więźniów wpisuje się w jakąś nieodgadnioną logikę Bożego planu zbawienia. Uważał, że kapłani muszą być z wiernymi nawet w czasie strasznej obozowej próby i byłoby wręcz wstydem, jak się wyraził, gdyby ich tam nie było. Zdobył szacunek nie tylko więźniów, ale także wśród obozowej administracji. Swą nienaganną niemczyzną potrafił strażnikom i funkcyjnym czasem coś wyperswadować.

Fizycznie bardzo cierpiał. W chwili aresztowania miał już 53 lata i ciężko znosił wyczerpującą pracę. Ci, którzy znali go przed wojną, jako pedanta, dbającego o zewnętrzny wygląd, byli porażeni tym, jak zmienił go obóz. Bardzo schudł, jego twarz wydawała się obca, upiorna o kamiennych oczach. Ręce miał pokaleczone od noszenia ciężkich kamieni. Tylko głos mu się nie zmienił. Był pewny, wyraźny i niezłamany. Współwięźniowie często prosili, aby krzepił ich słowem. Do historii przeszło jego przemówienie noworoczne z 1941 r. wygłoszone w baraku KL Dachau w języku niemieckim dla grupy księży różnej narodowości. Było nie tylko wielkim wyznaniem wiary, ale także przesłaniem nadziei, że losy świata są w rękach Boga, a nie ich strażników i oprawców. Historia przyznała mu rację. Wśród 108 Męczenników II wojny światowej, wyniesionych na ołtarze przez Jana Pawła II postać błogosławionego ks. Emila Szramka świeci nieprzemijającym blaskiem jednego z ważniejszych polskich kapłanów pierwszej połowy XX wieku.

Korzystałem m.in. z dokumentacji zamieszczonej w książce: Błogosławiony Emil Szramek. Męczennik. Wprowadzenie i edycja dokumentów Jerzy Myszor. Katowice 2013.