Powrót państwa polskiego

Andrzej Nowak

|

GN 2/2017

publikacja 12.01.2017 00:00

Państwo to my, dopóki czujemy się w nim panami, nie tylko konsumentami.

Powrót państwa polskiego

Przełom roku to czas podsumowań i rankingów. Mój znakomity kolega z tej rubryki, Marek Jurek, wybrał w poprzednim numerze książkę roku. Nie umiem tak zdecydowanie wskazać jednego tylko tytułu, chciałbym jednak zarekomendować dwie opublikowane w 2016 r. pozycje. I zaproponować je jako lekturę szczególnie pouczającą dla tych, którzy organizują i wspierają dziś radykalną opozycję. Najpierw dla tych, którzy robią to dlatego, że nie cierpią Polski „tradycyjnej”, „szlacheckiej”, „podporządkowanej watykańskim biskupom”. Im pozwalam sobie polecić książkę Ewy Polak-Pałkiewicz „Powrót pańskiej Polski”. Kilkadziesiąt wspaniale ilustrowanych, literackich migawek z tego, co najszlachetniejsze w dziedzictwie Rzeczypospolitej. Można w niej zobaczyć na przykładach prawdziwych życiorysów, na czym polega dzielność, odwaga – prawdziwych bohaterów podziemia: tego, gdzie co chwila groziła i uderzała śmierć z rąk okupantów, a nie ośmieszenie co najwyżej, jak w deklaracji składanej w styczniu 2017 r. przez gwiazdkę polskiej sceny, która widzi się dzisiaj w roli żydowskiej dziewczynki w tramwaju „nur für Nazi”… W tej książce można przejrzeć się w obliczu najlepszych paniczów i panienek z dworu. I można zastanowić nad tymi także, którzy do polskości doszli jak do najwspanialszego zadania, którego rdzeniem, istotą jest honor. To jest wspólna, pańska Polska, Polska bez kompleksu wyzwoleńców. Polska, która się wciąż, na przekór niewolniczym nawykom, odradza.

Ale – ktoś powie – taka Polska nigdy się nie zmodernizuje, zawsze będzie w ogonie postępu, mierzonego poziomem PKB; tylko porzucenie tamtej, starej, pańskiej Polski może nam pomóc dojść do „normalności”, dołączyć do centrum cywilizacji. To było przecież hasło poprzedniego rządu – wyzwolić się z polskości jako nienormalności i dojść do europejskiego centrum. Tym, którzy wierzą, że ta droga, jaką obrały elity III RP, rządzące nią przez większość z jej 27 lat historii i niegotowe tych rządów oddać – tym właśnie polecam drugą, zupełnie odmienną książkę. To „Polska jako peryferie” – zbiór studiów naukowych pod red. naukową Tomasza Zaryckiego (profesora UW i dyrektora tamtejszego Instytutu Studiów Społecznych). Tu 17 naukowców różnych specjalności i różnych opcji politycznych oraz światopoglądowych analizuje sytuację Polski w perspektywie tzw. teorii zależności i światowego systemu kapitalistycznego. Jeden z odnowicieli tej teorii Salvatore Babones w studium otwierającym tom ukazuje bezwzględnie geopolityczne uwarunkowania sukcesu: „współcześnie państwami należącymi do rdzenia są albo 1. państwa imperialne, które stworzyły swoje kolonialne imperia (…), albo 2. kraje geograficznie i kulturowo bliskie wspomnianym państwom imperialnym i pośrednio uczestniczące w kolonialnym imperializmie”. Czy status półperyferii – to wszystko, co Polska może osiągnąć w tym systemie? Nad tym zastanawiają się autorzy tomu. Niestety, zgodni są co do tego, że w ostatnich 27 latach przyspieszonej modernizacji bynajmniej nie udało się tego statusu zmienić. O niebezpieczeństwie „dryfu rozwojowego” mówił już raport przygotowany dla rządu Donalda Tuska przez ministra Boniego. Ale nic nie udało się zrobić, by tego dryfu uniknąć. Nie doganiamy centrum, nie dołączamy do rdzenia. Autorzy przytaczają dane i analizy, które mówią jednoznacznie: „integracja z UE nie zmniejszyła zasadniczo różnic między zachodnią i środkową częścią Europy, utrwaliła nawet dotychczasowy model rozwoju zależnego Europy Środkowej” – oparty na nadmiernej konsumpcji towarów importowanych przy niewystarczających krajowych inwestycjach produkcyjnych, zwłaszcza podnoszących poziom innowacyjności. „Integracja europejska nie zmienia ani statusu peryferyjnego, ani lokalnej kultury politycznej, która specjalizuje się przede wszystkim w poszukiwaniu zewnętrznego patrona” – to zaś „sprzyja tylko wzmacnianiu przewagi silnych państw nad tymi słabszymi, a także osłabia autonomię peryferii w politykach unijnych”.

Nie łudźmy się – można sformułować wnioski wypływające z tej lektury – że bazując na takiej kulturze politycznej, z rolą miejscowych elit jako „papug” powtarzających z pawią dumą zalecenia płynące z imperialnych centrów, w interesie tychże centrów, będzie można dokonać przełomu, który pozwoli Polsce wyjść z półperyferyjnego położenia.

Może warto spróbować odnowić w sobie ducha pańskiej Polski, by być gotowym na tworzenie wraz z innymi krajami naszego regionu może nie tyle lewicowej alternatywy dla zachodniego kapitalizmu, ile zorganizowanego wysiłku modernizacji opartej na wzmocnionym państwie. Bo państwo to my, dopóki czujemy się w nim panami, nie tylko konsumentami. I dopóki jesteśmy gotowi odpowiedzialnie służyć temu wspólnemu dobru, a nie tylko swoim – grupowym czy indywidualnym – interesom. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.