Heniu, przynieś Biblie

GN 2/2017

publikacja 12.01.2017 00:00

O pasji ewangelizowania, praktycznych Amerykanach i szukaniu Boga w internecie mówi Henryk Król.

Heniu, przynieś Biblie Roman Koszowski /foto gość

Ks. Tomasz Jaklewicz: Można powiedzieć, że zarządzasz koncernem ewangelizacyjnym, który stworzyłeś?

Henryk Król: Za dużo powiedziane. Doświadczyłem prowadzenia mnie za rękę przez Pana Boga. A poza tym to zawsze praca w grupie, kropla w morzu potrzeb. W całym życiu odczuwałem chęć dzielenia się Ewangelią z innymi. Wyniosłem to z domu. Moi rodzice byli głęboko wierzącymi ludźmi.

Rodzice byli luteranami?

Tak. Ojciec pracował na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, był profesorem, ale często zapraszano go do kościołów, by prowadził rozważania biblijne. Nie było to dobrze widziane przez ówczesne władze. Ponieważ jednak był wybitnym naukowcem, tolerowano go na uczelni. Wyrośliśmy z siostrą i bratem w atmosferze modlitwy i otwartego mówienia o Bogu. Kiedy mieliśmy w domu gości, czasem wysoko postawionych, po kolacji tata wołał: „Heniu, przynieś nam Biblie”. Mówił gościom: „Daliśmy wam to, co najlepsze, z lodówki, a teraz to, co jest naprawdę najlepsze”. Dla wielu tych ludzi było to pierwsze spotkanie z Pismem Świętym. Cała nasza trójka poszła za ojcem. Zrobiliśmy doktoraty na politechnice, a także podzieliliśmy jego zapał ewangelizowania.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.