Koniec pieśni

Jakub Jałowiczor Jakub Jałowiczor

publikacja 04.01.2017 13:38

Wygląda na to, że zapowiadane przed Nowym Rokiem wielkie sejmowe starcie nie dojdzie do skutku.

Sejmowy protest opozycji musi potrwać do 11 stycznia. Ta data już padła, więc nie można się po prostu wycofać. I to właściwie jedyny powód, dla którego okupacja sali posiedzeń jeszcze trwa. Opozycja nie ma szans na skrócenie kadencji Sejmu, zresztą interes miałaby w tym wyłącznie Nowoczesna.

Portugalska wyprawa Ryszarda Petru to ukoronowanie wpadek opozycji, odbierających powagę całemu protestowi. Było ich sporo, od nagrania z człowiekiem, który udawał poszkodowanego, przez śpiewy z mównicy, po grzebanie w rzeczach posłów PiS. Ostatnia wpadka jest istotna, bo to właśnie partia Ryszarda Petru jest jedyną, która miałaby interes w ewentualnym skróceniu kadencji Sejmu i rozpisaniu nowych wyborów. Polskie Stronnictwo Ludowe mogłoby nie przekroczyć 5-procentowego progu. Platforma Obywatelska, która przecież zajmuje 132 miejsca w sejmie (4 razy więcej niż Nowoczesna), nie miałaby większych szans na utrzymanie stanu posiadania. A partia Ryszarda Petru walczy o życie, bo obcięto jej dotacje. Posłanka Monika Rosa w wywiadzie dla Polsatu nie ukrywała specjalnie, że to jeden z głównych powodów, dla których jej ugrupowaniu zależy na jak najwcześniejszych wyborach. Tyle tylko, że potrzeba do tego 307 głosów. Nowoczesnej brakuje 276.

Co zatem stanie się 11 stycznia? Nie sądzę, żeby obrady przebiegły spokojnie. Przypuszczam, że będą kłótnie w Sejmie i manifestacji przed nim, ale wygląda na to, że zapowiadane przed Nowym Rokiem wielkie starcie nie dojdzie do skutku. Ryszard Petru, który twierdził, że opozycja jest przygotowana na blokowanie nie tylko sali obrad, ale i innych pomieszczeń, teraz wspomina raczej o wyjściu z kryzysu. Bałagan w parlamencie, i to robiony w czasie świąt, nie zachwycił społeczeństwa. Widać to choćby po tym, jak szybko demonstranci opuścili ul. Wiejską. Zresztą nawet na samym początku było ich, według najbardziej optymistycznych szacunków, jakieś 3 tys. Nawet jeśli 11 stycznia zorganizują się lepiej, to o 40 tys. – jak za najlepszych czasów KOD – nie ma co marzyć. Krótko mówiąc, nie ma powodu, żeby ciągnąć imprezę dalej. Jeśli kogoś nie poniosą emocje, sejmowy protest po prostu wygaśnie.