Od nowa

Marcin Jakimowicz

|

GN 1/2017

publikacja 05.01.2017 00:00

Powstali w dzielnicy, którą porządni ludzie omijają szerokim łukiem, gdzie wedle szacunków policji 70 proc. chłopaków ma broń. Bracia z Bronxu. Tak ich nazywają. Właśnie zostali zatwierdzeni przez papieża.

Od początku celem Braci z Bronxu było życie w ubóstwie i ewangelizacja. Od początku celem Braci z Bronxu było życie w ubóstwie i ewangelizacja.

Radykalni. Tak można o nich napisać. Czy bardziej radykalni od trzech franciszkańskich gałęzi, które modlą się od wieków? Nie. To nie rzeczywistość giełdy, przerzucania się porównaniami czy rankingami procentów wyrabianej duszpasterskiej normy i wierności regule. Bracia z Bronxu wybrali życie w ubóstwie. W dzielnicy, którą zamożni ludzie omijają szerokim łukiem.

Czerwona cegła. Zewnętrzne schody przeciwpożarowe. Gęsto od agresji. Policja szacuje, że ok. 70 proc. chłopaków ma broń. Taki sam procent dzieci wychowuje się bez ojca. Franciszkanie zamieszkali w dzielnicy, w której obowiązuje jasny podział na Latynosów i Afroamerykanów, a dwie na trzy matki są samotne. Ponieważ dzieci do 7. roku życia nie mogą być aresztowane, często stają się dilerami narkotyków.

Od początku Bracia z Bronxu odżegnywali się od przyjmowania jakiejkolwiek własności. Ich celem było życie w ubóstwie i ewangelizacja. Na prawach diecezjalnych Franciszkanów Odnowy („Renewal”) zatwierdził w 1999 r. kard. John O’Connor, a kilkanaście dni temu otrzymali zatwierdzenie papieskie. Odtąd założona w 1987 r. wspólnota podlega samemu Ojcu Świętemu.

Zaczęło się od ósemki, dziś jest ich już 135, a wspólnota pracuje w 10 diecezjach w 6 krajach (w USA, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Irlandii Północnej, Nikaragui i Hondurasie).

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.