Zaskakujące wydarzenie w klinice aborcyjnej

Jarosław Dudała Jarosław Dudała /lifesitenews.com

publikacja 17.12.2016 10:49

W klinice aborcyjnej, w której została niedawno aresztowana znana kanadyjska obrończyni życia Mary Wagner, doszło do niezwykłej sytuacji. Kobieta, która – podobnie jak Mary – weszła do poczekalni tej kliniki, by rozdawać zdjęcia nienarodzonych dzieci i modlić się, dzięki niespodziewanej interwencji nie została z niej wyrzucona.

Zaskakujące wydarzenie w klinice aborcyjnej Dziecko nienarodzone na obrazie z ultrasonografu balleyne / CC 2.0

Bohaterka tej historii prosiła, żeby nazywać ją imieniem Nanci. Jest zaręczona, pracuje na własny rachunek. Jest szczupła, średniego wzrostu, ma jasną bladą cerę i wyraziste niebieskie oczy.

Była w sądzie na procesie Mary Wagner, która spędziła już 4 i pół roku w więzieniu za to, że wbrew sądowym zakazom wielokrotnie wchodziła do kliniki aborcyjnej, rozdawała róże, oferowała rozmowę i pomoc kobietom, które byłyby gotowe rozważyć rezygnację z aborcji.

Nanci była pod wrażeniem argumentów obrońcy Mary Wagner, który dowodził, że jego klientka pełnoprawnie występowała w obronie bezpośrednio zagrożonego życia.

- Jeśli w 100 proc. zgadzam się z Mary, to czemu jej nie naśladuję? - spytała siebie Nanci. I poszła do kliniki. Tej samej, w której została aresztowana Mary Wagner. Wybrała jednak inną strategię. Postanowiła robić jak najmniej zamieszania.

Przy wejściu był domofon. Nie widziała, co odpowiedzieć na głos recepcjonistki.

- Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Serce waliło mi jak młot – opowiadała później.

Na szczęście ktoś wychodził. Skorzystała więc z okazji, by bez dzwonienia wejść do środka. W poczekalni siedziało dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Nanci bez słowa wręczyła im zdjęcia nienarodzonych dzieci i ulotki pro life.

- Zgadzam się z tym – powiedział jeden z mężczyzn.

Wtedy zareagował personel kliniki. Nakazał Nanci opuszczenie budynku. Odmówiła.

- Dzwonię na policję – rzuciła recepcjonistka.

Wtedy wspomniany wcześniej mężczyzna zaczął ją przekonywać, by nie wzywała funkcjonariuszy. Skutecznie. Nanci została w klinice. Weszły do niej jeszcze dwie inne osoby. Wręczyła im ulotki. Resztę czasu spędziła na cichej modlitwie różańcowej. I tak aż do zamknięcia kliniki o godz. 13.30. Personel placówki był wyraźnie niezadowolony, ale uprzejmy.

- Mam nadzieję tam wrócić z miłością i łagodnością wobec pracowników tej kliniki. To jest walka, ale walka po stronie życia to walka po stronie miłości i pokoju – stwierdziła Nanci.

TAGI: