Bóg walnął mnie w łeb

Maciej Kalbarczyk

|

GN 51/2016

publikacja 15.12.2016 00:00

Najpierw pytał, za jakie grzechy jego rodzinie przytrafiło się coś takiego. Później oszalał z radości.

Cała rodzina – Mateusz, Karolina i Julek – na oddziale intensywnej terapii. Cała rodzina – Mateusz, Karolina i Julek – na oddziale intensywnej terapii.
Mateusz Maranowski

Nowenna Pompejańska jest lekiem, który dostajesz dożylnie i masz po tym ogromnego kopa – mówi Mateusz Maranowski, popijając colę i jedząc ogromnego sandwicha.

Kościół, szpital, praca, dom – tak wygląda jego życie od ponad trzech miesięcy. Zmęczony, ale szczęśliwy. Zaraz o tym opowie, ale najpierw trzeba coś przegryźć. – Poczekaj, coś ci pokażę! – mówi z entuzjazmem. Dłuższą chwilę szuka w kieszeni. Zawsze kiedy chce pokazać, nie może znaleźć... O, jednak jest! Z radością kładzie na stole zaplątany w klucze plastikowy niebieski różaniec. Kolor maryjny. Przed kolejną operacją Julka ks. Roman Kot z jego parafii dał mu ostatnie trzy: akurat dla niego, żony i małego. Wcześniej Mateusz miał kilka innych, ale zniszczyły się w trakcie intensywnej modlitwy, jeden chyba nawet zgubił. Ten jest niezastąpiony: prosty i genialny wynalazek.

Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.