Pieśń na koniec świata

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 49/2016

publikacja 01.12.2016 00:00

Warte poważnych inwestycji jest to, co nie ma końca. A świat ma koniec.

Pieśń na koniec świata

Ostatnio jakby mocniej niż zwykle ekscytują się ludzie datą końca świata. Dla jednych jest to zapewne wywołane nasileniem się trzęsień ziemi, a dla innych wyborem Donalda Trumpa na prezydenta USA (co zresztą dla niektórych jest tożsame). Tak czy owak, temat wraca, a z nim motyw przygotowania do takiej sytuacji. Bo jedni nie są przygotowani, inni są. Taka stacja CNN już od dawna jest na to gotowa. W każdym razie była. Przed paroma laty w jej archiwach znaleziono nagranie, które należało odtworzyć w chwili „gdy to się dziać zacznie”. Dołączono do niego instrukcję, żeby nie emitować materiału przed upewnieniem się co do prawdziwości informacji o końcu świata.

Imponująca rzetelność, trzeba przyznać. Swoją drogą ciekawe, czy znaleźliby się telemaniacy skłonni oglądać w tych warunkach jakikolwiek program, nawet gdyby jakieś łącza w ogóle jeszcze działały.

Ale, jak dla mnie, ciekawa jest treść tego nagrania – które, oczywiście, jest dostępne w internecie. Otóż widać na nim orkiestrę wojskową, która wykonuje utwór „Być bliżej Ciebie chcę, o Boże mój”. To ta sama pieśń, którą grała słynna orkiestra na tonącym Titanicu.

Dla podróżnych z morskiego giganta zapewne było w tamtej chwili obojętne, czy to globalny koniec świata, czy lokalny. To był koniec ICH świata. Wszystko, co przed chwilą było pewne i bezpieczne, zapadało się w zimną, czarną czeluść, a oni razem z tym wszystkim. Czy mogło się w takiej chwili liczyć cokolwiek innego niż właśnie to: być bliżej Ciebie, Boże?

Wątpię, czy dziś CNN i wiele pokrewnych mediów, nawet gdyby wpadły na pomysł zrobienia materiału na koniec świata, stworzyłyby coś w takim guście jak tamto nagranie. Bo świat Zachodu strasznie zbiedniał, od kiedy zaczął się silić na „neutralność światopoglądową”. Miała zapanować większa tolerancja, a zapanowała większa pustka. Najpierw swoich chrześcijańskich korzeni zawstydziły się instytucje, potem poszczególni ludzie, aż wreszcie zaraza duchowej nijakości ogarnęła całe narody. Dla neutralistów wszystko stało się jednakowo ważne – czyli nieważne. Bóg Wszechmocny, Stwórca nieba i ziemi, zepchnięty między „inne tematy”, stał się żadnym tematem.

W efekcie coraz liczniejsze dzieci tego świata, którym ten świat właśnie się kończy, nie wiedzą, co robić. W chwili, gdy wszystko przestaje być ważne oprócz Boga, nie mają pojęcia, gdzie się zwrócić. Także ich bliscy stoją bezradni, bo chcieliby im pomóc, ale po wyczerpaniu środków medycznych nie wiedzą jak.

Świat nie pomoże tym, dla których się kończy. Nawet Fidelowi Castro nie pomógł, choć tak długo się go trzymał. Jeśli mu coś pomogło, to błysk świadomości, że to naprawdę koniec. Wtedy jest szansa na usłyszenie ostatniego „być bliżej Ciebie chcę”. I powtórzenie tego od siebie.

Zmiana nazwy

Kanada przoduje w „postępie”. Choć eutanazja jest tam prawnie dozwolona od niedawna, to już staje się praktyką co najmniej wskazaną. Nawet lekarze w szpitalach katolickich są poddawani naciskom, żeby wbrew swojemu sumieniu „pomagali w samobójstwie” swoich pacjentów. Na razie kończy się na ostrej krytyce – jak to się zdarzyło w katolickiej placówce w Vancouverze, gdzie odmówiono przeprowadzenia eutanazji na 84-letnim pacjencie. Ostatecznie uśmiercono go gdzie indziej, ale rodzina i organizacje proeutanazyjne obwiniły katolicki personel o „przedłużanie cierpienia” pacjenta. Patrzcie państwo, jak to się w różnych krajach zmienia terminologia medyczna. W Kanadzie do niedawna mówiło się „pomoc lekarska”, a teraz „przedłużanie cierpienia”. Trochę strach poddać się tam leczeniu. No bo pojedzie człowiek na operację, a po wszystkim okaże się, że teraz to się nazywa sekcja zwłok.

Swoje wie

Mateusz Kijowski, pełniący obowiązki założyciela KOD, zadrwił sobie z Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Napisał na Facebooku, że sam jest chrześcijaninem, ale uroczystości  nazwał ośmieszaniem Boga. „Koronacja na króla Polski? Dla mnie to bluźnierstwo” – stwierdził między innymi. Oj, panie Kijowski, gdyby pan z taką gorliwością, z jaką się pan pchał do kościoła w Gdańsku na pogrzebie „Inki”, pofatygował się do Łagiewnik, toby pan zauważył, że Jezus nie został ani koronowany, ani też ogłoszony „królem Polski”. Było inaczej, ale to chyba pana niespecjalnie interesuje?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.