Pogodny eksperyment

GN 49/2016

publikacja 01.12.2016 00:00

O tym, co łączy księdza Jana Twardowskiego z Brazylią, nowej płycie i odsłanianiu tkanek miękkich opowiada Mietek Szcześniak.

Mało kto  tak jak ksiądz Twardowski obłaskawia trudne chwile. I mało kto takim kuksańcem humoru potrafi nas zmobilizować do myślenia i zmotywować, żebyśmy wybrali dobrze,  nie gniewając się na siebie  i cały świat. Mało kto tak jak ksiądz Twardowski obłaskawia trudne chwile. I mało kto takim kuksańcem humoru potrafi nas zmobilizować do myślenia i zmotywować, żebyśmy wybrali dobrze, nie gniewając się na siebie i cały świat.
jacek poremba

Szymon Babuchowski: Czy ma Pan brazylijskie korzenie?

Mietek Szcześniak: (śmiech) Nigdy nie wiadomo. Mamy takie położenie geograficzne, że wszystko może się zdarzyć.

Pierwszy raz słyszę, żeby Polak tak śpiewał bossanovę czy sambę. I nie chodzi mi tylko o czucie muzyki. Język polski na Pana nowej płycie brzmi chwilami jak portugalski!

Lubię bawić się muzyką i językiem. W ogóle lubię się bawić. Jestem dość pogodnym człowiekiem. Są, oczywiście, chwile melancholii, każdego z nas dopadają. Ale mam – w genach i z wyboru – chęć dodawania dobrych i pogodnych rzeczy do życia. Na przykład: eksperymentuję z różnymi gatunkami muzycznymi, dodając je do popu. Czasem jest to uncja jazzu, czasem trochę soulu, czasem muzyki latynoskiej, w przypadku „Nierównych” – brazylijskiej. Zaprosiłem do współpracy brazylijskich instrumentalistów, bo skomponowałem do wierszy ks. Twardowskiego bossanovy, samby i chciałem, żeby było prawdziwie, szlachetnie, organicznie. Dbałem też, by zabrzmiało to dobrze po polsku. Sporo pracowałem nad podziałami rytmicznymi tekstu, bawiąc się polskim językiem. Bardzo się cieszę, że pan to zauważył, to moje świadome zamierzenie, a jednocześnie – oko do odbiorcy, że nie traktujemy tego śmiertelnie poważnie, ale też bawimy się przy tym, z szacunkiem.

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.