Nadzieja w sądzie…

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 49/2016

publikacja 01.12.2016 00:00

...ostatecznym oczywiście. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie – wzdychamy. Jednak czujemy przez skórę, że niesprawiedliwość nie może być ostatnim słowem. Nadzieja w Bogu, który za dobro wynagradza, a za zło karze.

Nadzieja w sądzie… Sąd ostateczny. Portal w katedrze w Bernie hayespdx / CC 2.0

W historii, tej współczesnej i dawnej, roi się od niesprawiedliwości, od krzywdy, zarówno na poziomie jednostek, jak i całych grup społecznych czy narodów. Czujemy intuicyjnie, że musi istnieć jakaś większa sprawiedliwość niż ta, którą są w stanie zapewnić sądy czy stanowione prawa. Papież Benedykt XVI zauważa: „Niesprawiedliwość historii nie może być ostatnim słowem”. Do kogo więc ma należeć ostatnie słowo? Nadzieja chrześcijańska odpowiada: do Boga. On osądzi każdego człowieka na podstawie jego czynów. Na końcu czasów powróci Chrystus, wymierzający sprawiedliwość, której zabrakło w historii ludzi i ludów.

Krew brata woła do nieba

W tradycji katechetycznej niektóre ciężkie przewinienia nazywano „grzechami wołającymi o pomstę do nieba”. Dzisiejszy Katechizm Kościoła Katolickiego także o nich wspomina: „Wołają do nieba: krew Abla, grzech Sodomitów, narzekanie uciemiężonego ludu w Egipcie, skarga cudzoziemca, wdowy i sieroty, niesprawiedliwość względem najemnika” (1867). Chodzi o cztery grzechy: umyślne zabójstwo, nieczystość względem osób tej samej płci, uciskanie ubogich, wdów i sierot oraz zatrzymywanie zapłaty pracownikom. To wyliczenie opiera się na biblijnych stwierdzeniach, w których pojawia się wprost odwołanie do sprawiedliwości Bożej. Na przykład w Księdze Rodzaju (4,10) Bóg mówi do Kaina po tym, jak zabił swego brata Abla: „Krew twego brata głośno woła do Mnie z ziemi!”.

Dzisiejsza wrażliwość wyczulona na kwestię miłosierdzia i przebaczenia z trudem przyjmuje wyrażenie „pomsta wołająca do nieba”. To prawda, że słowo „pomsta” kojarzy się bardziej z zemstą niż ze sprawiedliwością. Bywa tak, że domaganie się sprawiedliwości jest podszyte pragnieniem odwetu. Ale nie można w każdym upominaniu się o sprawiedliwość widzieć pragnienia zemsty. „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości” (Mt 5,6). Zło domaga się kary, krzywda zadośćuczynienia. Tę podstawową zasadę moralną podpowiada zdrowe sumienie. To dlatego uważamy za słuszne i sprawiedliwe, że morderca, gwałciciel czy złodziej odbywa karę więzienia. Pozwalamy na to, by państwo taką karę wymierzało. W imię sprawiedliwości. Czy więc oczekiwanie sprawiedliwości od Boga jest czymś nagannym? Powtarzamy w katechizmie: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Nawiasem mówiąc, w tzw. sześciu prawdach wiary nie pojawia się stwierdzenie, że Bóg jest miłosierny. I ta rzecz domaga się korekty. Prawda o miłosierdziu Bożym nie unieważnia jednak prawdy o Jego sprawiedliwości.

W Psalmach tu i ówdzie znajdziemy bulwersujące wersety, w których psalmista wyraża w ostrych słowach swoje poruszenie wywołane złem. Pojawiają się złorzeczenia przeciwko grzesznikom, krzywdzicielom. Te teksty wzięte dosłownie mogą sprawiać wrażenie mściwych. Są to modlitwy człowieka dotkniętego krzywdą, poruszonego wielkością zła, który prosi Boga o interwencję. Nie chce wymierzać sam sprawiedliwości, ale oddaje ją Bogu. Pokłada nadzieję w sprawiedliwości Bożej. Złe emocje zostają oddane Bogu, przed Nim wypowiedziane. W ten sposób serce zostaje oczyszczone od tych negatywnych uczuć. Te tzw. psalmy złorzeczące mówią w istocie: „Oddaję mojego krzywdziciela w ręce Boga, Sprawiedliwego Sędziego, niech On go osądzi. Ja nie chcę wymierzać sprawiedliwości, bo nie panuję nad uczuciami”.

Obrazy przerażające czy obrazy nadziei?

Powtarzamy w Credo: „...przyjdzie sądzić żywych i umarłych”. W wielu starych kościołach pojawiały się plastyczne wizje sądu ostatecznego. Centralną postacią był Chrystus, który przychodzi w chwale, aby sądzić ludzi. Nieraz pojawia się waga, na której waży się dobro i zło. Obrazy potępieńców bywają przerażające. Wyobrażenia mąk piekielnych najwyraźniej inspirowały artystów bardziej niż obrazy nieba. „Blask nadziei nadmiernie przysłaniała groźba”, zauważa Benedykt XVI. Tym niemniej obraz sądu ostatecznego był wezwaniem nie tyle do lęku, ile do jasnego widzenia, że podejmowane obecnie wybory mają swoje konsekwencje.

W epoce nowożytnej prawda o sądzie ostatecznym staje się prawie nieobecna. W kościelnym przepowiadaniu akcent przesuwa się w stronę indywidualnej nadziei („Ratuj duszę swoją”). Ateiści XIX i XX w. z faktu niesprawiedliwości panującej w świecie czynią argument przeciwko Bogu. Powiadają, że gdyby Bóg był dobry i sprawiedliwy, nie pozwoliłby na świat, w którym jest tyle zła. Dlatego sami ludzie muszą postarać się o sprawiedliwszy świat, nie zważając na Boga. Papież senior komentuje ten tok myślenia: „Jeżeli można zrozumieć protest przeciw Bogu wobec cierpienia na tym świecie, to jednak teza, że ludzkość może i powinna zrobić to, czego żaden bóg nie robi ani nie jest w stanie zrobić, jest zarozumiała i w istocie rzeczy nieprawdziwa. Nie jest przypadkiem, że z takiego założenia wynikły największe okrucieństwa i niesprawiedliwości, bo opiera się ono na wewnętrznej fałszywości tej tezy. Świat, który sam musi sobie stworzyć własną sprawiedliwość, jest światem bez nadziei. Nikt i nic nie bierze odpowiedzialności za cierpienie wieków. Nikt i nic nie gwarantuje, że cynizm władzy – pod jakąkolwiek ponętną otoczką ideologiczną się ukazuje – nie będzie nadal panoszył się w świecie”.

Nadzieja płynąca z wiary pokłada ufność w Bogu i Jego sprawiedliwości. „Jestem przekonany – wyznaje Benedykt XVI – że kwestia sprawiedliwości stanowi najmocniejszy argument za życiem wiecznym”. „Jedynie Bóg może zaprowadzić sprawiedliwość. A wiara daje nam pewność: On to robi. Obraz Sądu Ostatecznego nie jest przede wszystkim obrazem przerażającym, ale obrazem nadziei; dla nas jest, być może, nawet decydującym obrazem nadziei. Czy nie jest jednak również obrazem zatrważającym? Powiedziałbym: obrazem mówiącym o odpowiedzialności”.

A co z miłosierdziem?

No właśnie. Czy nie jest tak, że bardziej niż sprawiedliwości wyczekujemy miłosierdzia, jakiejś ostatecznej amnestii? A może jest raczej tak, że oczekujemy sprawiedliwości wobec innych, zwłaszcza naszych krzywdzicieli lub osób odpowiedzialnych za wielkie zło, a dla siebie miłosierdzia?

„Łaska [miłosierdzia – T.J.] nie przekreśla sprawiedliwości” – podkreśla Benedykt XVI. „Nie zmienia niesprawiedliwości w prawo. Nie jest gąbką, która wymazuje wszystko, tak że w końcu to, co robiło się na ziemi, miałoby w efekcie zawsze tę samą wartość”.

Nadzieja jest oczekiwaniem zarówno na sprawiedliwość, jak i na miłosierdzie Boże. Gdyby sąd ostateczny „był tylko łaską, tak że wszystko, co ziemskie, byłoby bez znaczenia, Bóg byłby nam winien odpowiedź na pytanie o sprawiedliwość – decydujące dla nas pytanie wobec historii i samego Boga. Gdyby był tylko sprawiedliwością, byłby ostatecznie dla nas wszystkich jedynie przyczyną lęku”.

Kluczem jest osoba Chrystusa. W Nim łączy się bóstwo i człowieczeństwo. W Jego śmierci na krzyżu sprawiedliwość łączy się z miłosierdziem. I to On „przyjdzie sądzić żywych i umarłych”. Bóg Ojciec nieskończony, niepojęty, wiekuisty przekazał sąd Temu, który jako człowiek jest naszym bratem. On zna nasz los z osobistego doświadczenia. Jest kimś bliskim, kimś, kto nas kocha i rozumie. Skoro On, nasz brat i przyjaciel, będzie naszym sędzią, płynie stąd dla nas ogromna nadzieja. Można powiedzieć kolokwialnie, że mamy znajomości w tym sądzie. Im lepiej się znamy z Jezusem, tym większe. On będzie więc sędzią stronniczym, będzie po naszej stronie. On chce ocalić każdą zagubioną owcę, ta nadzieja jest także obecna w Piśmie Świętym. Czy jednak Mu się to uda? Czy wszyscy zostaniemy zbawieni? Na to pytanie nie powinniśmy ważyć się odpowiadać. Człowiek nie powinien bawić się w Boga. Mamy jednak prawo modlić się o zbawienie każdego człowieka.

Piekło, niebo, czyściec

Biblia przestrzega przed możliwością ostatecznego zatracenia. „Są ludzie, którzy całkowicie zniszczyli w sobie pragnienie prawdy i gotowość do kochania. Ludzie, w których wszystko stało się kłamstwem; ludzie, którzy żyli w nienawiści i podeptali w sobie miłość. Jest to straszna perspektywa, ale w niektórych postaciach naszej historii można odnaleźć w sposób przerażający postawy tego rodzaju. Takich ludzi już nie można uleczyć, a zniszczenie dobra jest nieodwołalne: to jest to, na co wskazuje słowo »piekło«” (Benedykt XVI). We „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” przyszły papież zwracał uwagę, że piekło wybiera człowiek, a niebo się otrzymuje. „Piekło jest osamotnieniem tego, który niczego nie chce przyjąć, odrzuca swój status żebraka i chce polegać na sobie”. Niebo jest darem, można je tylko otrzymać, piekło można tylko dać sobie.

Niebo? „Są ludzie całkowicie czyści, którzy pozwolili się Bogu wewnętrznie przeniknąć, a w konsekwencji są całkowicie otwarci na bliźniego – ludzie, których całe istnienie już teraz kształtuje komunia z Bogiem i których droga ku Bogu prowadzi jedynie do spełnienia tego, czym już są”. Dla tych ludzi jest niebo.

Co ciekawe, papież w encyklice o nadziei najwięcej miejsc poświęca czyśćcowi. Teologiczna tradycja mówiła o tzw. ogniu, który będzie oczyszczeniem. Jak to pojąć? Papież opowiada się za takim wyjaśnieniem, że ogniem będzie sam Chrystus, zarazem Sędzia i Zbawiciel. „Spotkanie z Nim jest decydującym aktem Sądu. Pod Jego spojrzeniem topnieje wszelki fałsz. Spotkanie z Nim przepala nas, przekształca i uwalnia, abyśmy odzyskali własną tożsamość. To, co zostało zbudowane w ciągu życia, może wówczas okazać się suchą słomą, samą pyszałkowatością, i zawalić się. Jednak w bólu tego spotkania, w którym to, co nieczyste i chore w naszym istnieniu, jasno jawi się przed nami, jest zbawienie. Jego wejrzenie, dotknięcie Jego Serca uzdrawia nas przez bolesną niewątpliwie przemianę, niczym »przejście przez ogień«. Jest to jednak błogosławione cierpienie, w którym święta moc Jego miłości przenika nas jak ogień, abyśmy w końcu całkowicie należeli do siebie, a przez to całkowicie do Boga. Jawi się tu również wzajemne przenikanie się sprawiedliwości i łaski: nasz sposób życia nie jest bez znaczenia, ale nasz brud nie plami nas na wieczność, jeśli pozostaliśmy przynajmniej ukierunkowani na Chrystusa, na prawdę i na miłość. Ten brud został już bowiem wypalony w Męce Chrystusa. W chwili Sądu Ostatecznego doświadczamy i przyjmujemy, że Jego miłość przewyższa całe zło świata i zło w nas. Ból miłości staje się naszym zbawieniem i naszą radością”.

Nie da się ziemskimi miarami czasu odmierzyć trwania czyśćca. Nie da się też biblijnych obrazów opisujących naszą drogę po śmierci przetłumaczyć na pojęcia. Pewne jest jedno, że im mocniej wpatrujemy się w Chrystusa, im głębsza jest nasza więź z Nim, tym większa nasza nadzieja.•

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.