Donald Trump zostanie 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych w dużej mierze dzięki zaangażowaniu botów, czyli programów komputerowych udających ludzi.
Różnica liczby głosów oddanych na kandydatów była tak niewielka, że o wyniku decydowały niuanse.
Alessandro Vecchi /dpa/pap
Gdyby amerykańskie wybory odbyły się w Polsce, wygrałaby je Hillary Clinton. U nas wybory wygrywa ktoś, kto zdobywa więcej głosów. W USA niekoniecznie tak jest. Tam system wybierania jest inaczej skonstruowany. Nie liczą się głosy wyborców, tylko głosy elektorów. Nie wchodząc za bardzo w szczegóły, różnica pomiędzy liczbą głosów kandydata republikanów i kandydatki demokratów była jednak tak mała, że szalę zwycięstwa mogło przeważyć niemal wszystko. Tym razem okazuje się, że tym „czymś” było zaangażowanie w internecie botów.
Emocje rządzą
Boty to programy komputerowe podszywające się pod żywego człowieka. W zasadzie nie sposób odróżnić ich od ludzi. Dzisiaj są już tak doskonałe, że godzinami można z nimi komunikować się przez internet lub telefon, nie mając pojęcia, że po drugiej stronie nie siedzi żywy człowiek, tylko maszyna (program).
Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.