W nawróceniu na prawdziwą wiarę pomógł mu islam. Poruszył go widok modlących się muzułmanów. Powtarzał: „Boże mój, jeśli istniejesz, spraw, abym Cię poznał”. Jako pustelnik misjonarz chciał ukazać muzułmanom prawdziwe oblicze Boga.
zasoby internetu
Mija właśnie 100. rocznica jego śmierci. Karol de Foucauld zginął 1 grudnia 1916 roku w Tamanrasset (Algieria). Do małej fortecy, którą zbudował, aby chronić okoliczną ludność przed atakami uzbrojonych band, wdarła się grupa rabusiów. Gdy plądrowali fort, skrępowanego zakonnika pilnował młody chłopak. W ataku paniki pociągnął za spust. Kula przeszyła głowę br. Karola. Obok jego ciała znaleziono leżącą w piasku monstrancję z Najświętszym Sakramentem.
Miał 58 lat i po ludzku sądząc, niewiele osiągnął. Czuł się misjonarzem powołanym do głoszenia Chrystusa muzułmanom. Ale prócz kilku niewolników, których wykupił i ochrzcił, nikogo nie nawrócił. Nie udało mu się utworzyć zgromadzeń misyjnych. Nie znalazł nawet jednego towarzysza, który podzieliłby jego misyjny zapał. Żył i umarł samotnie. Był jak płonący krzew na pustyni. Chciał być znakiem Bożej miłości dla tych, którzy jej nie znają.
Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.