Jak złodziej

Przyjdzie, aby zabrać mi wszystko, a potem dać nieskończenie więcej.

Jak złodziej

„Jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego”. Początek Adwentu zaprasza do namysłu nad końcem. Greckie słowo telos oznacza zarówno koniec, jak i cel. To połączenie mówi wiele. Człowiek żyje zawsze w obliczu końca swojego życia. Chrystus odwołuje się do obrazu biblijnego potopu, który zaskoczył wszystkich z wyjątkiem Noego. Tylko on jeden okazał się człowiekiem mądrym, przewidującym. Jego przykład jest skonfrontowany z obojętnością tych, którzy „jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich”. Dziś, niestety, także w Kościele brzmi tu i ówdzie fałszywa nuta uspokojenia, uśpienia. „Nie martwmy się zbytnio, bo Bóg jest dobry i kochany, więc nie pozwoli nam zginąć”. To nie tak. Boża dobroć nie może być usprawiedliwieniem, wymówką dla lenistwa, bierności, obojętności czy wręcz życia w grzechu. Boża miłość wzywa nas ciągle do nawrócenia, do życia w oczekiwaniu, w stałym napięciu. Noe jest symbolem nadziei, która wyraża się w działaniu. Budował arkę w czasie, kiedy nic nie wskazywało na potop i nadchodzącą zagładę. Ufał Bogu bezgranicznie, podczas gdy inni pozostawali obojętni. Jak to jest ze mną? Co jest moją arką? Rodzina, małżeństwo, poświęcenie dla bliskich, wierność powołaniu? To wszystko może i powinno być moją arką ocalenia. Tylko nie wolno mylić sklejania plastikowych modeli okrętów z budową solidnej łodzi ratunkowej.

„Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie”. Nie wiemy, kiedy Pan zapuka do naszych drzwi. To może być za 20, 50 lat albo jutro, ba, nawet dziś. Nie znamy dat, ale pewne jest to, że koniec nadejdzie. Jesteśmy więc wezwani, aby stale żyć w postawie czujności, gotowości na ostateczne spotkanie z Bogiem. Każdego dnia, w każdej godzinie. Nie o strach tu chodzi, ale o gotowość. I powiedzmy sobie szczerze, bywa to męczące. Dziś mocno akcentuje się konieczność psychicznego komfortu, uwolnienia się od stresów, które powodują wrzody, nerwowość czy bezsenność. A jednak nie da się kochać Boga i ludzi bezstresowo, bez walki z własną słabością, zmęczeniem, zniechęceniem, znużeniem. Dobro zmusza zawsze do jakiejś formy ofiary, ma zawsze jakiś oścień, który rani. Nie da się wierzyć bez stawiania oporu niewierze, która czai się wokół nas i w nas. Nie da się ufać bez zmagania się z bezsensem. Nie da się kochać bez narażania się na śmierć.

„Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał”. Pan Jezus jeszcze dobitniej podkreśla ów moment niepewności. Nie wiemy, kiedy zaskoczy nas złodziej, czyli kiedy pojawi się doświadczenie straty. Coś zostanie nam zabrane. Śmierć ukochanej osoby; wyjście dzieci z domu; miłość, która gaśnie; grzech, który okrada z niewinności itd. Strata boli, ale też oczyszcza ze złudzeń. Przybliża nas do momentu, gdy złodziejka śmierć pozbawi nas doczesnego życia. Pomyślmy o tych momentach, w których zaznaliśmy straty. Niech uczą nas mądrości. Niech będą przestrogą przed fałszywą nadzieją, niech otwierają na spotkanie z Synem Człowieczym, który przyjdzie, aby zabrać mi wszystko, a potem dać nieskończenie więcej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.