Gdzie bije serce Kościoła?

ks. Dariusz Kowalczyk SJ

Gdzie szukać serca Kościoła? Sądzę, że nie w Buenos Aires, nie w Manili, w Bombaju czy w Narobi, ale w Rzymie, mieście świętych apostołów Piotra i Pawła.

Gdzie bije serce Kościoła?

Pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone – stwierdził kiedyś Mark Twain. Mam wrażenie, że podobnie jest z Kościołem europejskim. Modna zrobiła się teza, że oto chrześcijańska Europa umiera i punkt ciężkości Kościoła przenosi się ze Starego Kontynentu do Ameryki Łacińskiej. No bo wiadomo – papież z Argentyny... Niektórzy komentatorzy na poparcie tej tezy wskazują, że niedawno wybrany „czarny papież”, czyli generał jezuitów, pochodzi z Wenezueli. No cóż! Jako uczestnik kongregacji generalnej jezuitów, która wybrała Arturo Sosę na przełożonego generalnego, mogę stwierdzić, iż nie wydaje mi się, aby w tym przypadku pochodzenie miało wielkie znaczenie. Szukaliśmy przede wszystkim osoby, a geografia była na dalszym miejscu.

Jest oczywiście prawdą, że wiele Kościołów lokalnych w Europie przeżywa kryzys, którego jednym z objawów jest brak powołań kapłańskich. Tyle że Ameryka Południowa także cierpi, i to od lat, na brak powołań. Latynosi nie byli i nie są „zagłębiem” księży dla świata. Jest tam wiele milionów katolików, ale powiedzmy sobie szczerze, że w wielu regionach mamy do czynienia z katolicyzmem dość chwiejnym, wymieszanym z ideologiami i różnej proweniencji sektami. Ameryka Południowa nie jest też jakoś szczególnie ważna, jeśli chodzi o myśl teologiczną.

Wybitni teolodzy wyzwolenia robili swe doktoraty w Europie, głównie w krajach języka niemieckiego i francuskiego. Jeśli się mówi, że Kościół latyno- amerykański jest „lewicowy”, to można postawić pytanie, czy np. Kościół niemiecki nie staje się jeszcze bardziej „lewicowy”. Rosną powołania w niektórych regionach Azji i Afryki. Ten dynamizm stosunkowo młodych wspólnot katolickich cieszy, ale nie znaczy to, że już wzięły one w swe ręce odpowiedzialność za różne sprawy Kościoła powszechnego. Jeśli popatrzymy na instytucje katolickie, zaplecze finansowe, uczelnie, nowe ruchy, to widzimy, że bez Europejczyków byłoby ciężko. Oczywiście nie bagatelizuję samobójczych, lewicowo-liberalnych nurtów w Europie, które mogą sprawić, że za 50 lat będziemy mieli Euroarabię zamiast Europy, ale wierzę, że nadciąga otrzeźwienie i Europa z jej grecko-rzymskim i chrześcijańskim dziedzictwem jednak się odrodzi. Gdzie zatem szukać serca Kościoła? Sądzę, że nie w Buenos Aires, nie w Manili, w Bombaju czy też w Narobi, ale tradycyjnie, w Rzymie, mieście świętych apostołów Piotra i Pawła.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: