Ale to głupie!

Tomasz Rożek

|

GN 45/2016

publikacja 03.11.2016 00:00

Głupota dla każdego z nas może znaczyć co innego. Dla jednych głupie jest skakanie na spadochronie, dla innych – chodzenie na wysokich szpilkach. Niektórzy głupie rzeczy robią przez przypadek czy nieuwagę, ale są i tacy, którzy w chwili robienia głupot są po prostu niedojrzali. Co z tym wszystkim wspólnego ma mózg?

Ale to głupie! canstockphoto

Ten artykuł będzie o irracjonalności ludzkiego mózgu. O czymś, co wydaje się przeczyć jego doskonałej budowie. Irracjonalności wstydzimy się, bo traktujemy ją jak słabość. W największym skrócie mówiąc, irracjonalność jawi nam się jako błąd, niedoskonałość naszego „oprogramowania”. Mamy co prawda najbardziej niesamowite „urządzenie” w całym wszechświecie, czyli mózg, ale i on czasami się zacina. I stąd właśnie irracjonalność – myśli pewnie wielu z nas. Ale na dokładnie to samo można spojrzeć diametralnie inaczej. Może irracjonalność to nie efekt błędu w oprogramowaniu, tylko dowód na to, że to oprogramowanie jest kosmicznie skomplikowane? Gdyby tak spojrzeć na nasze mózgi, irracjonalność byłaby raczej funkcją człowieczeństwa. Teraz pozostaje tylko odpowiedzieć na kilka zasadniczych pytań. Po co nam ta irracjonalność? Czy ona nam się może do czegoś przydać? Czy w skali jednostki albo całego gatunku coś nam daje? Pytania proste, ale odpowiedzi nie znamy. Możemy jedynie przypuszczać.

Irracjonalność jest w intuicji?

Zanim jednak o irracjonalności, najpierw kilka słów o intuicji. Nie bardzo wiadomo, jak ją zdefiniować, ale intuicja nam podpowiada, że działa ona jak nasz szybki doradca. Nie tyle podejmuje za nas decyzje, ile raczej podpowiada naszej świadomości argumenty. Te oczywiście mogłyby pojawić się same, ale być może ich znalezienie zajęłoby trochę czasu. Mogłoby się okazać, że tego czasu zabraknie. Dość często musimy przecież podjąć decyzję natychmiast, np. gdy ktoś biegnie w naszym kierunku (to wróg czy przyjaciel?) lub rozpoczynamy z kimś znajomość (i musimy ocenić, czy to osoba godna zaufania). Intuicja i wyuczone nawyki podpowiadają nam silne skręcenie kierownicy, gdy widzimy przed maską samochodu jakąś przeszkodę, mimo tego, że często kończy się to dla nas źle (intuicja nie podpowiada, by przed skrętem sprawdzić w lusterkach wstecznych, czy ktoś jedzie sąsiednim pasem. Intuicja jest tak sugestywna, że nie sposób jej nie uwierzyć, ale po czasie często wychodzi na nieracjonalnego doradcę. Ale tutaj wpadamy w pułapkę. No bo skoro intuicja jest w mózgu, to działa ona wbrew świadomości czy ją wspiera? – Wszystko, co naukowe, do końca XX w. było pragmatycznie racjonalne, wszystko można było wyartykułować za pomocą słów. Więcej, to właśnie werbalizacja pojęcia była w pewnym sensie kryterium naukowości – powiedział mi kiedyś prof. Rafał Ohme, neuropsycholog zajmujący się problemem podświadomości. – W naukowości do niedawna nie mieściły się rzeczy, które arbitralnie uznawaliśmy za irracjonalne, te, których nie da się logicznie wytłumaczyć. Tak jak kiedyś, na „logikę”, nie można było zrozumieć, o co chodzi Einsteinowi. Nieświadomością nauka zaczęła się zajmować dopiero sto lat temu. Mam na myśli lekceważone w wielu kręgach – trochę na życzenie samego autora – prace Zygmunta Freuda. Teraz nauka zaczęła się zajmować nieświadomością po raz kolejny. Te studia, w przeciwieństwie do Freudowskich, są wspierane nie przez pojedyncze studia przypadków, tylko przez odkrycia neuronauki i psychologii – dodaje Ohme.

Garnitur w bajorze

Nie wiem, co na to neuronauka, ale spójrzmy na jeden konkretny przykład. W książce (i filmie) „Noce i dnie” pojawia się bardzo barwna scena, w której Józef Toliboski w białym garniturze wchodzi po pas do jeziora po to tylko, by zebrać nenufary i podarować je wybrance swojego serca (Barbarze, później żonie Niechcica). Nie bez znaczenia jest fakt, że scenę obserwuje dość spora grupa gapiów. Scena jest wręcz kultowa (została zresztą uznana za najbardziej romantyczną scenę polskiego kina) i pokazuje, do czego zdolne jest silne uczucie mężczyzny do kobiety. Ukochana (każda na świecie) niewątpliwie zapamięta to wydarzenie do końca życia. Jak je zinterpretuje? Jako dowód miłości, poświęcenia, ogromnej determinacji i przede wszystkim fantazji. A teraz wyobraźmy sobie dokładnie tę samą scenę, ale kilka lat po ślubie. Wyobraźmy sobie męża, który w białym garniturze, pranym i prasowanym przez żonę, wchodzi po pas do jeziora po to tylko, by zebrać kwiaty do bukietu. Statystyczna żona to wydarzenie także zapamięta na długo. Ale raczej nie jako coś romantycznego, tylko jako wyraz lekceważenia i braku szacunku do jej pracy. Ta sama scena, ale dwie skrajnie różne interpretacje i reakcje. Z zewnątrz opisywane reakcje wydają się irracjonalne i głupie, ale w środku (w głowie narzeczonej/żony) są wręcz oczywiste. A wszystko dlatego, że intuicja podpowiada, że mężczyzna, który publicznie wskakuje do jeziora po kwiaty, żywi szczere uczucia. Ale mąż, który robi to samo kilka lat później, raczej się wygłupia.

Grunt to nieprzewidywalność

Ale – uwaga! – badania neuropsychologiczne pokazują, że lekceważenie intuicji, czy tego wewnętrznego głosu, jest błędem. Intuicja sprowadza nas na manowce, jeżeli chodzi o rachunek prawdopodobieństwa i analityczne kalkulacje. Jest nielogiczna i z perspektywy jednostki czasami niekorzystna, ale z punktu widzenia zbiorowości opłaca się ją mieć i opłaca się jej słuchać. W ocenach holistycznych, a takimi są na przykład oceny relacji z innymi ludźmi, intuicja bardzo się przydaje. Potrafi w mig ocenić, czy ktoś kłamie, czy nie, czy ktoś chce nam zrobić krzywdę, czy możemy mu zaufać. Cały ten proces nazywa się nieświadomym nabywaniem kowariancji. Chłoniemy mnóstwo informacji z otaczającego świata. Ściągamy je za pomocą oczu, uszu, ale także proprioreceptorów, czyli końcówek nerwowych umieszczonych w trzewiach, mięśniach i stawach. Ale szybka analiza tych informacji wcale nie jest łatwa. Jest ich po prostu za dużo. Potrzebny jest system, który nie do końca opiera się na racjonalnych przesłankach, ale dzięki temu działa szybko i nieprzewidywalnie. A to wbrew pozorom jest zaleta. Z punktu widzenia zainteresowania drugim człowiekiem nie ma chyba nic gorszego niż przewidywalność, bo ta wiąże się z rutyną i nudą. Przewidywalność naraża nas także na niebezpieczeństwa. Gdyby nasze mózgi działały jak procesory komputera, każdy z nas w tej samej sytuacji postąpiłby tak samo. Dzięki temu, że każdy mózg – nawet mając do dyspozycji te same informacje, te same dane – działa inaczej, w dużej grupie ludzi powstaje wartość dodana. Coś, co jest twórcze, i coś, dzięki czemu się rozwijamy. Gdyby nie irracjonalność i podejmowanie decyzji, które są pozornie głupie i bez sensu, nie odkrywalibyśmy nowych rozwiązań tych samych problemów, nie mielibyśmy nowych odpowiedzi na te same pytania. A czym jest rozwój, jeśli nie znajdowaniem nowych dróg do rozwiązania starych problemów?

Profesor pije piwo

Rzecz w tym, że choć irracjonalność jest naszą ogromną siłą, my uważamy ją za słabość; choć intuicja jest naszym atutem, my staramy się ją zagłuszyć. – Słuchanie wewnętrznych głosów w dobie lotów kosmicznych uważane jest za mistycyzm lub romantyczną naiwność. A szkoda – mówi mi prof. Rafał Ohme. Podświadomość jest rzeczywiście naszym doradcą, którego my staramy się zagłuszyć. Zapominamy przy tym, że świat, który nas otacza, jest zbyt złożony dla naszej świadomości. Świadomie nie jesteśmy w stanie kontrolować nawet naszego ciała (czy ktoś myśli o tym, żeby oddychać albo wprawiać w ruch własne serce?), a co dopiero świata, w którym to ciało funkcjonuje. Całe szczęście nie musimy tego robić. Mamy ogromnych sojuszników. Podświadomość i intuicję. One przejmują kontrolę nad tymi „systemami”, nad którymi my czuwać nie musimy. Dzięki temu nasz mózg ma więcej czasu na analizę, naukę i wnioskowanie. Irracjonalność, która wynika ze złożoności naszego mózgu, jest czymś, co powinniśmy (np. u dzieci) pielęgnować, a nie ganić.

Kiedyś znajomy psycholog opowiadał mi pewną historię. Gdy rozmawiamy z profesorem (np. fizyki), koncentrujemy się na każdym wypowiedzianym przez niego słowie. Ale nie zdajemy sobie sprawy z tego, że jego słowa mogą być wzmacniane albo osłabiane w zależności od ubioru starszego pana, stylu bycia, a nawet otoczenia, w którym przeprowadzamy rozmowę. Gdy nasz rozmówca ma niemodny krawat, wypchaną na łokciach marynarkę i rogowe okulary (które można już kupić tylko w antykwariacie), z automatu to wszystko, co mówi, wydaje nam się bardzo wiarygodne. Gdy jednak dokładnie te same słowa wypowiada osoba pijąca piwo na ławce pod sklepem, nie dajemy im ani krztyny wiary. Dlaczego? Czy to postępowanie jest racjonalne? A czy my naprawdę musimy być racjonalni? 

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.