Kłamstwo

Marek Jurek

|

Gość Niedzielny 42/2016

publikacja 13.10.2016 00:00

Kłamstwo

Powodem utrącenia w Sejmie społecznego projektu „Stop aborcji!” nie była żadna „karalność kobiet”. Żeby zmienić ten jeden punkt projektu, wystarczyło wprowadzenie zwykłej poprawki w Komisji. To nie jest żadne „odkrycie po szkodzie”. Dokładnie to samo wyjaśniała Narodowa Rada Chrześcijańskiego Kongresu Społecznego prawie CZTERY MIESIĄCE TEMU: „Z uznaniem witamy społeczną inicjatywę ustawodawczą Stop aborcji!, dziękujemy wszystkim uczestnikom akcji zbierania podpisów i wzywamy wszystkie środowiska kierujące się dobrem wspólnym do solidarnego kontynuowania tej akcji. Apelujemy szczególnie, by uprawnione różnice w kwestii szczegółowych rozwiązań prawnych nie podważały naszej solidarności. Dziś chodzi o to, by Sejm Rzeczypospolitej podjął, w klimacie należnej solidarności i powagi moralnej, prace ustawodawcze nad wzmocnieniem i uregulowaniem ochrony życia od poczęcia. Na omawianie szczegółowych prawnych środków ochrony życia przyjdzie czas po skierowaniu projektu do Komisji Sejmowych. Jednocześnie – w perspektywie nadchodzących prac parlamentarnych nad społeczną inicjatywą ustawodawczą – wyjaśniamy, że większość z nas nie widzi potrzeby naruszania utrwalonej w polskim prawie zasady, że odpowiedzialność karną za zabicie dziecka poczętego ponosi aborter, a nie zgadzająca się na to matka (która przecież i tak pozostaje z psychicznymi i fizycznymi śladami śmierci swego dziecka)” – http://christianitas.org/news/czas-na-narodowa-koalicje-sumien. Żeby wprowadzić jedną poprawkę, nie trzeba niszczyć całej ustawy. Chyba że właśnie o to chodzi

Podobnie to wyglądało 9 lat temu; żeby storpedować potwierdzenie w Konstytucji prawa do życia – rzucono hasło „całkowitego zakazu aborcji”. Mimo że sto razy wyjaśnialiśmy oczywistą oczywistość, że przepis konstytucyjny nie działa bezpośrednio, nie powoduje żadnych zmian w ustawodawstwie zwykłym – język „Gazety Wyborczej” był na tyle wygodną pałką, że użyto go wtedy z równą gorliwością jak dzisiaj. Preteksty się zmieniają, struktura kłamstwa pozostaje ta sama.

I tak samo w wypadku wielopiętrowego kłamstwa „kompromisu”. W czasie sądu nad Polską patrzyłem na sali Parlamentu Europejskiego na zbitą w kupę grupkę przebranych na czarno posłów Platformy, cierpliwie wysłuchujących okrzyków o „prawie kobiet do własnego ciała”, o „aborcji jako prawie człowieka”, o polskich szpitalach „bezprawnie” odmawiających aborcji „pod pretekstem sprzeciwu sumienia”. Daleko, w górze sali, siedział samotnie Jan Olbrycht. Pewnie tylko on pamiętał, że program PO ciągle mówi, że „prawo winno ochraniać życie ludzkie, tak jak czyni to obowiązujące dziś w Polsce ustawodawstwo”. Okazało się jednak, że te wzniosłe deklaracje służą nie do tego, by – choćby w ograniczonym zakresie – bronić czyjegokolwiek życia, ale by raz na zawsze uwolnić polityków od powinności obrony życia.

A wszystko, na co było w tej sytuacji stać przywódców PiS – to systematyczne dystansowanie się od sprawy, a w najlepszym razie – milczenie. Chrześcijański Kongres Społeczny już PÓŁ ROKU TEMU, na początku kwietnia, apelował do posłanek większości o symetryczną odpowiedź na polityczny film posłanek Nowoczesnej przeciwko ochronie życia. Przeciwnicy ochrony życia nagrywali filmy, organizowali marsze, a przede wszystkim przekazywali jasno swoje orędzie: „prawa kobiet”, „moje ciało – moja sprawa” itd. Politycy PiS przebąkiwali o aborcji i „światopoglądowej sprawie sumienia”, którą każdy może rozstrzygać po swojemu itd. Prezydent milczał w ogóle, choć powinien był przypomnieć, że dziecko poczęte jest podmiotem polskiego prawa i mamy obowiązek poważnie traktować jego życie. Premier, zapytana o „czarny strajk” – chłodno odpowiedziała, że ona przyjdzie do pracy, a wcześniej całymi tygodniami powtarzała, że „rząd nie zajmuje się aborcją”. Sam Jarosław Kaczyński zrzucał odpowiedzialność na biskupów, których głos „musi uwzględnić w swoich decyzjach w sprawach moralnych” (co stanowiło rodzaj skonfesjonalizowanego „nie chcę, ale muszę”). A gdy w pewnym momencie głos zabrała Marta Kaczyńska – oczywiście zaatakowała „zakaz aborcji”, ani razu (!) nie wzmiankując, że przedmiotem tego „zakazu” jest po prostu ochrona życia dziecka.

Przez pół roku przeciwnicy ochrony życia mobilizowali sprzeciw, podczas gdy przywódcy radykalnej centroprawicy demobilizowali poparcie. A na końcu ogłosili, że ochrona życia podzieliła społeczeństwo, wcześniej tak przykładnie, wokół najwyższych celów narodowych, zjednoczone, od Ewy Kopacz po Jarosława Kaczyńskiego, od Beaty Mazurek po Ryszarda Petru. No i przywrócili spokój i jedność. Bruksela może odetchnąć – porządek panuje w Warszawie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.