Szczyt obłudy

Politycy PiS zaklinający nas, że nadal są obrońcami życia, biją rekordy obłudy.

Szczyt obłudy Premier Beata Szydło wchodzi na salę sejmową. Marcin Obara /PAP

Takiego festiwalu kłamstwa, cynizmu i pogardy dla własnych wyborców, jaki zaprezentowali politycy PiS w ciągu ostatnich dwóch dni w sprawie projektu całkowitego zakazu aborcji, dawno nie było w polskim parlamencie. Najpierw zgodzili się, aby skierować obywatelski projekt do komisji, gdzie przecież istniały różne możliwości jego zmiany. Później, kiedy w proteście przeciwko niemu na ulice miast wyszły dziesiątki tysięcy kobiet, zwinęli ogon pod siebie i postanowili natychmiast sprawę zakończyć. Brutalnie, łamiąc regulaminy poselskie, nie dopuszczając autorów projektu, aby mogli się wypowiedzieć w tej sprawie, nie prowadząc żadnych dyskusji, wrzucili do kosza projekt, pod którym podpisało się blisko pół miliona Polaków. Ten sam projekt, który z entuzjazmem kilka dni wcześniej kierowali do dalszych prac. Jak można nazwać takie postępowanie? Kpiną, cynizmem, farsą? Z pewnością nie był to akt odpowiedzialności i podmiotowego potraktowania inicjatywy obywatelskiej.

Nie twierdzę, że projekt przedstawiony przez Ordo Iuris był doskonały. Od chwili kiedy się pojawił, zwracałem uwagę, że zawiera szereg rozwiązań, które wywołają społeczne protesty i mogą spowodować efekt przeciwny do zakładanego. Oczekiwałbym jednak od polityków chociaż odrobiny przyzwoitości, kiedy zdecydowali się dalej nad nim pracować. Posłowie PiS ochoczo podnosili łapki do góry za obroną życia, kiedy byli w opozycji i wiadomo było, że i tak głosowanie przegrają. Dzisiaj jednak przyszedł czas, kiedy suweren powiedział: sprawdzamy was. I jak wyszło, wszyscy widzieli.

Parlament miał prawo zmienić, a nawet w końcu odrzucić projekt, wywołujący wielkie emocje społeczne. Zrobił to jednak w fatalnym stylu, niegodnym wagi problemu, jakiego dotyczył. Kiedyś Marek Jurek, prezentując niezłomną postawę w podobnej sytuacji, zapłacił za to utratą urzędu marszałka Sejmu. Został zepchnięty na margines polityczny, zapłacił za to latami wegetacji na polskiej scenie politycznej. Wyborcy jednak o nim nie zapomnieli. Kiedy przyszedł czas, zdobył mandat do Parlamentu Europejskiego. Dzisiaj w klubie PiS nie ma wielu jego naśladowców. I myślę, że wyborcy przy najbliższej okazji szybko o nich zapomną. I słusznie.