Misja pionków

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

Gość Niedzielny 40/2016

publikacja 29.09.2016 00:00

Dlaczego nie słychać dobrych argumentów za aborcją? Bo w złu nie ma nic dobrego.

Misja pionków

Niedawno pewna pani napisała mi tak: „Niby jesteś taki wierzący i bronisz jakiegoś gluta zwanego zarodkiem, bo dzieckiem to jeszcze nie jest, przed aborcją – a to jeszcze nie czuje”. Podpisała się, co doceniam, ale jakoś jednak dziwnie się robi, gdy ktoś – i to kobieta – „glutem” nazywa człowieka na etapie, który każdy z nas przechodził.

Nie jest to szczególnie wyrafinowana argumentacja za aborcją, ale to norma. Kto wnikliwie obserwował obrady Sejmu nad projektami dotyczącymi aborcji, łatwo zauważył, że zwolennicy zabijania dzieci nie mają żadnych argumentów – z tej strony padały tylko emocjonalne okrzyki i slogany, obowiązkowo wymijające temat. Było o „dobru kobiet”, tak jakby dobrem jednych ludzi było trucie lub rozrywanie innych ludzi. Było o „piekle kobiet”, jakby piekłem było wydanie na świat jakiegokolwiek człowieka. Były ograne frazesy o „ciężko wypracowanym kompromisie aborcyjnym”, tak jakby najlepszym możliwym w Polsce prawem było takie, które pozwala zabijać tysiąc maleństw rocznie. I tak dalej, bez sensu i logiki. Czy jednak może być inaczej? Nie, bo racjonalnie uzasadnić aborcji, sięgając jej istoty, zwyczajnie się nie da.

Najlepiej byłoby więc poddać się i powiedzieć: „No dobra, kończymy z aborcją, zajmiemy się ratowaniem wielorybów czy innych fok”. Ale nie, to tak nie działa. Walka o aborcję będzie trwała do końca świata, bo jej prawdziwym paliwem jest nienawiść do człowieka. Nieracjonalna, podszyta obsesją i panicznym strachem, najmroczniejsza nienawiść.

Czy to przypadek, że ilekroć parlament zajmuje się projektami zniesienia aborcji, wybucha taka wściekłość, jakby rodzenie dzieci było największą potwornością?

Dwukrotnie dostałem listy od panów zbierających podpisy pod projektem domagającym się swobodnego zabijania dzieci, zwanym przewrotnie „Ratujmy kobiety”. Obaj byli bardzo dumni ze swojej działalności. Jeden z nich napisał: „Choć ustawa nie wejdzie w życie, to jednak jeden sukces jest: 215 tys. ludzi powiedziało NIE boskiemu prawu. Będziemy dalej walczyć z Kościołem, a co z tego wyjdzie, zobaczymy”.

Ten pan nieświadomie dotknął istoty problemu: to jest walka z Boskim prawem. Aborcjoniści są w tym starciu tylko pionkami. Rozstawia je „Smok starodawny” z Apokalipsy, który rzuca się na Niewiastę, „aby pożreć jej dziecię”. On najbardziej nienawidzi kobiety w ciąży, bo one przypominają mu tę Kobietę, która przyjęła nieplanowane (tak, tak) przez siebie Dziecko, a to Dziecko strąciło go z tronu. Dlatego największą satysfakcję ma wtedy, gdy ludzie sami niszczą dar Boży, jakim są ich dzieci.

Nic dziwnego, że takie trudności wyrastają na drodze do zlikwidowania tego przeklętego procederu. Po prostu sprawy idą w dobrym kierunku.

* * *

Heroizm posłanki
W trakcie debacie nad aborcyjnym projektem „Ratujmy kobiety” posłanka Nowoczesnej Joanna Schmidt zwróciła się do posłów tymi słowami: „Apeluję, byście głosowali, nie patrząc na komfort własnego sumienia”. Pani poseł, należy rozumieć, że pani pierwsza dała przykład, głosując za aborcją wbrew swojemu sumieniu? I co, teraz ma pani dyskomfort wyrzutów sumienia? No heroizm, pani poseł. Piekielny.

Zmiana ról
Czy to możliwe, żeby matka spłodziła dziecko, a ojciec je urodził? Coś takiego rzekomo stało się w Ekwadorze, gdzie na świat przyszło „dziecko transseksualnych rodziców”. A jak to możliwe? A tak, że jest to dziecko zwyczajnie poczęte i urodzone, tyle że matka wyobraża sobie, że jest ojcem, a ojciec, że jest matką. Kobieta nazywa się teraz Fernando Machado, a mężczyzna Diane Rodriguez. Rodzice uważają, że „zmienili płeć”, ale ich organy płciowe nie zostały usunięte. Paranoja? Dużo gorzej: gender.

Wyznanie zabijania
Manifestacja KOD w minioną sobotę szła m.in. pod hasłami walki z obroną życia nienarodzonych dzieci (formalnie w obronie „praw kobiet”). Przedstawiciel KOD, Jarosław Marciniak, wołał, że „Polska to świecki kraj, a nie państwo wyznaniowe”. Projekt ratujący życie dzieci nazwał „barbarzyńską ustawą”. A to ciekawe. Za barbarzyństwo uchodzi zwykle zabijanie ludzi. Jeszcze ciekawsza jest sugestia, że państwem wyznaniowym jest takie, które na to zabójcze barbarzyństwo się nie zgadza.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.