Dasz wiarę?

Została uzdrowiona? Naprawdę? A z kim byliście w grupie?

Wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich…

Mój syn dostał histerii. Typowy pokaz siły trzyipółlatka. Nie chciał spać i już. Był uparty jak osioł ze "Shreka". Próbowaliśmy go uspokoić (groziło to śmiercią lub trwałym kalectwem). Bezskutecznie. Po długiej walce daliśmy za wygraną. Byliśmy wykończeni. I wtedy moja starsza córka zawołała: „Ooo, zobacz, pająk!”. Nikodem momentalnie przestał płakać. I spytał: „Gdzie?”.

I wtedy dotarło do mnie, czym jest wiara.

Nikodemek jej uwierzył! Na ścianie nie było żadnego pająka. My z żoną doskonale o tym wiedzieliśmy. A Nikodem uwierzył siostrze! Na słowo.

Przed rokiem do naszej wspólnoty przyjechał Karol Sobczyk, lider zaprzyjaźnionej wspólnoty Głos na Pustyni. Po swojej konferencji o Bogu, który uzdrawia, rzucił: „No, koniec teorii. Teraz pomodlimy się za siebie nawzajem”. Na spotkanie przyszli moi znajomi. Nie znali dotychczas żadnych charyzmatycznych form modlitwy. Byli kompletnymi „świeżarkami”. A jednak gdy Karol powiedział: „Modlimy się odważnie, w imieniu Jezusa”, posłuchali go. Uwierzyli mu na słowo. Przyjęli, jak dzieci, ten komunikat, bez roztrząsania, wymądrzania się, kalkulacji.

Spotkanie skończyło się. Wszyscy rozeszli się do domów. Po godzinie dowiedziałem się, że w czasie tej krótkiej modlitwy została uzdrowiona pewna kobieta. Bardzo cierpiała na ból kolan. Nie mogła uklęknąć, poruszała się z wielkim trudem. Po modlitwie ból odszedł. Minął dzień. Moja żona spotkała znajomych, którzy modlili się z nami. Z pewną nieśmiałością zaczęła podpytywać, jak podobało się im spotkanie diakonii. „A za kogo się modliliście?” − spytała. „Za pewną kobietę z Chorzowa. Miała problem z kolanami”. „A wiecie, że ona została uzdrowiona?” − zapytała moja żona. „Nie…” − odpowiedzieli poruszeni. „A z kim byliście w grupie?” − spytała Dorota. „Z nikim… Byliśmy sami”.

Dlaczego dokonało się uzdrowienie? Bo uwierzyli. Przyjęli słowo jak dzieci. Bez zastrzeżeń, szemrania, wymądrzania się, kalkulacji. Tata (Abba) powiedział, to znaczy, że tak jest. I koniec dyskusji.

Pytanie mojej żony: „Z kim byliście w grupie?” znakomicie obnaża nasz sposób rozumowania. Myślę często właśnie w taki sposób. Musieliście być z kimś doświadczonym, z jakimś znanym charyzmatykiem, bo „zadziałało”.

Nic z tego. „Byliśmy sami”.

Jeśli się nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa.