Strażnik

Andrzej Grajewski

|

Gość Niedzielny 39/2016

publikacja 22.09.2016 00:00

– Gdybym był osobą niewierzącą, nigdy bym tam nie pojechał – mówi Bartosz Rutkowski, były żołnierz zawodowy, prezes Fundacji Orla Straż, który od kilku miesięcy organizuje pomoc dla chrześcijan w irackim Kurdystanie.

Kmdr ppor. rezerwy Bartosz Rutkowski, prezes Fundacji Orla Straż. Kmdr ppor. rezerwy Bartosz Rutkowski, prezes Fundacji Orla Straż.
jakub szymczuk /foto gość

Dlaczego Orla Straż? – Chciałem, aby był orzeł w logo, a ponieważ pomagamy żołnierzom, to straż także pasuje – mówi kmdr ppor. rezerwy Bartosz Rutkowski. Poza tym dobrze się to przekłada na język angielski, a w takiej działalności jest ważne, aby nazwa dobrze brzmiała w tym języku. A ta brzmi dobrze: Eaglewatch.

Wydarzenia na Bliskim Wschodzie śledził od dawna w internecie, ale jedna wiadomość sprawiła, że ten konflikt stał się także jego wojną. 7 października ub. roku przeczytał informację, że fanatycy z ISIS ukrzyżowali 12-letniego asyryjskiego chłopca oraz jego ojca, pastora spod Aleppo. Starszy syn Rutkowskiego miał wtedy 12 lat, dlatego postanowił, że powinien w tej sprawie coś zrobić. Nabył już uprawnienia emerytalne, więc zdecydował, że zakończy służbę i będzie pomagał chrześcijanom na Bliskim Wschodzie. Żona była zszokowana, gdy powiedział jej o tym planie, ale z czasem jakoś przywykła. Pierwszy wyjazd do Iraku starannie przygotował. Opracował dokładny plan działań, zebrał adresy i kontakty. Początkowo sądził, że będzie mógł się realizować jako wolontariusz w jednej z działających na tym terenie organizacji. Rychło jednak okazało się, że pomagają jedynie uchodźcom, którzy dotarli do Europy, a on chciał działać na rzecz tych, którzy zostali. Zgłosił się do organizacji „Kościół w potrzebie”. Stojący na jej czele ks. prof. Waldemar Cisło zapytał, kto go będzie wspierał w czasie wyprawy do Iraku. Odpowiedział, że nikt. – A kto pana finansuje? – Nikt – odparł Rutkowski. – Właśnie dostałem odprawę z wojska i jedną trzecią tej sumy przeznaczyłem na zorganizowanie wyjazdu do Iraku – dodał. Ksiądz Cisło nadal miał wątpliwości. 
– Proszę pana – tłumaczył – jeśli wysyłamy tam tylko jedną siostrę zakonną, to ona nigdy nie jest tam sama. Za nią bowiem stoi wspólnota z jej domu zakonnego, później całe zgromadzenie, a wreszcie Stolica Apostolska ze swymi kontaktami i dyplomacją. A pan tam chce jechać sam? – pytanie zawisło w powietrzu. Ksiądz Cisło poprosił jednak współpracowników o przekazanie Rutkowskiemu kilku adresów duchownych, którzy pracowali w Iraku. – Może zdąży ich odwiedzić, zanim go aresztują – dodał.

Dostępne jest 24% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.