Globalne szanowanie

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

Gość Niedzielny 39/2016

publikacja 22.09.2016 00:00

Jeśli sprzeciw wobec grzechu to homofobia, to chrześcijanin musi być homofobem.

Globalne szanowanie

Sporo ostatnio mówi się o szacunku. Mamy szanować wszystkich i wszystko i hańba temu, kto powie, że czegoś nie szanuje. Temat podkręciła akcja homolobbystów „Przekażmy sobie znak pokoju”, wiecie, ta, co to ją objęły patronatem „środowiska katolickie” z „Tygodnika Powszechnego” i przyległości.

Jak wiadomo, biskupi zareagowali stanowczo, nazywając rzecz fałszowaniem niezmiennej nauki Kościoła. Wielu katolickich komentatorów jednak mówi i pisze o tej akcji tak, jakby się tłumaczyli, że na pewno nie są nienawistnikami i naprawdę nie kopią homoseksualistów. Wyjaśniają w kółko 
i na wszystkie strony, że oni szanują człowieka, tylko że, no niestety, nie mogą zaakceptować grzechów.

Oczywiście mówią prawdę, ale co by nie powiedzieli, homolobby i tak pociągnie tę swoją narrację o dyskryminowanych „osobach LGBT”. Na tym polega ich strategia. Oni muszą jęczeć o prześladowaniach „osób nieheteronormatywnych” (mamy też kupić to ich słownictwo), bo tylko w roli ofiar, bitych i opluwanych mogą zyskać sobie społeczną przychylność. Inaczej nie osiągną celu, a celem bynajmniej nie jest poprawa losu ludzi z problemem homoseksualnym. Takich ludzi oni mają w nosie, tak jak komuniści mieli w nosie „lud pracujący miast i wsi”. Teoria zawsze tam jest szczytna i zawsze formalnie chodzi o wielkie rzeczy. Gęby zawsze tam są pełne frazesów o trosce i miłości, o wolności i szacunku, o godnym życiu i sprawiedliwości. Na pierwszy rzut oka retoryka ta jest zbliżona do chrześcijaństwa, ale jej celem jest stworzenie nowego świata, w którym chrześcijaństwo ma być co najwyżej breloczkiem do satanistycznej bransoletki. Bo tam, w najgłębszym sednie sprawy, nie ludzie siedzą, lecz – nie bójmy się tego słowa – diabeł. Pochwała grzechu, nazwanie go prawem człowieka i przejawem wolności – oto co w piekle lubią najbardziej. A już kwik radości powstaje tam, gdy pożyteczni katolicy kolportują ich idee pod szyldem Ewangelii.

– Jezus rozmawiał z jawnogrzesznicą, a hierarchowie nie raczą nawet przyjąć na audiencji działaczy Kampanii Przeciw Homofobii – mówią tacy na przykład.

No tak, tylko że Jezus nie spotykał się z organizacjami jawnogrzesznic, nie robił wspólnych konferencji ze Związkiem Cudzołożników ani nie błogosławił „niestereotypowych małżeństw”. Jezus spotykał się z grzesznikami znękanymi swoją nędzą, a nie z ludźmi dumnymi ze swojego grzechu. Podnosił ludzi z upadku, a nie głosił pogadanek o ubogacaniu społeczeństwa różnorodnością metod leżenia. Te spotkania kończyły się łzami skruchy i odwróceniem się od grzechu, a nie wezwaniem „Idź i grzesz w pokoju albo gdzie ci się podoba”.

To prawda, że „w cywilizowanym świecie” inaczej te rzeczy widzą. Szanują „różnorodność”. Mniej więcej tak, jak szanowali w Sodomie.

* * *

Ratujmy Biznes

W minioną niedzielę odbyła się przed Sejmem manifestacja zorganizowana przez komitet Ratujmy Kobiety. Chodzi o te kobiety, które się urodziły. Jest to o tyle dziwne, że akurat takie panie nie potrzebują ratowania, bo mają dokładnie takie same prawa jak każdy obywatel Polski. Są natomiast kobiety rzeczywiście zagrożone – to te, które jeszcze się nie urodziły. Zagrożenie pochodzi od środowisk reprezentowanych m.in. przez komitet Ratujmy Kobiety, bo one domagają się możliwości zabijania nienarodzonych kobiet (mężczyzn, oczywiście, też). Formalnie manifestacja była protestem przeciw projektowi całkowitego zakazu aborcji, przygotowanemu przez Instytut na rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris”. Krótko mówiąc: komitet Ratujmy Kobiety chce zabijania kobiet i protestuje przeciw projektowi ratowania kobiet. Jest to duże wyzwanie dla logiki, jeśli się poważnie traktuje gadanie zwolenników zabijania dzieci. Ale nie należy tak tego traktować. Sprawa da się wyjaśnić bardzo logicznie: aborcja to potężny biznes. Gdyby więc komitet nazywał się Ratujmy Biznes, wszystko byłoby jasne. Ale właśnie nie ma być jasne – więc musi być nielogicznie.

Strachy na Lewiatany

Podobno 80 proc. klientów robi w niedziele zakupy. Doradcy Zarządu Konfederacji Lewiatan i prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji ostrzegają więc przed ograniczeniem handlu w niedziele. Boją się „możliwych ekonomicznych i społecznych konsekwencji takiej decyzji”. Ha, ale właśnie o konsekwencje chodzi. Korzystne. I takie będą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.