Samobójstwa weteranów

PAP

publikacja 18.09.2016 08:36

Zespół stresu pourazowego tzw. PTSD jest istotnym, ale nie najważniejszym problemem polskich weteranów; znacznie częściej żołnierze po misjach zmagają się z zaburzeniami adaptacyjnymi, które skutkują kłopotami w domu i pracy - podkreśla dr Radosław Tworus z WIM.

Samobójstwa weteranów The U.S. Army / CC 2.0

W ostatnich tygodniach w Polsce coraz szersze kręgi zatacza mająca charakter internetowego wyzwania, wywodząca się z USA, akcja "22 pompki dla 22 weteranów", która ma zwrócić uwagę na problemy żołnierzy cierpiących na zespół stresu pourazowego (ang. Post-Traumatic Stress Disorders). Uczestniczący w przedsięwzięciu przez 22 dni codziennie wykonują 22 pompki, filmują to i nominują, za pośrednictwem mediów społecznościowych, kolejne osoby.

Akcja została zapoczątkowana kilka lat temu; jej pomysłodawca zwrócił uwagę na dane mówiące o tym, że mniej więcej co godzinę żołnierz mający za sobą służbę na misji w Iraku lub Afganistanie popełnia samobójstwo.

"Każda akcja nagłaśniająca problemy, z jakimi zmagają się weterani, jest cenna. Warto jednak pamiętać, że PTSD jest istotnym problemem klinicznym, ale jeśli chodzi o środowisko weteranów, z całą pewnością nie najważniejszym" - podkreślił w rozmowie z PAP szefujący Klinice Psychiatrii, Stresu Bojowego i Psychotraumatologii Wojskowego Instytutu Medycznego płk Tworus.

"Problemu samobójstw w polskiej armii nie ma co demonizować; było ich znacznie więcej, gdy mieliśmy żołnierzy służby zasadniczej niż teraz, gdy armia jest zawodowa" - wskazał.

Ekspert przypomniał, że szacuje się, iż w Polsce PTSD dotyczy w ok. 7-10 proc. żołnierzy. Przykładowo, w armii amerykańskiej odsetek ten wynosi ok. 30 proc. i wynika m.in. z większego zaangażowania znacząco liczniejszych sił w działania bojowe.

"Pytanie, czy samobójstwo weterana jest związane z PTSD - czasami tak, ale podejrzewam że w większości przypadków - nie" - powiedział płk Tworus.

Jak mówił, doświadczenia amerykańskie pokazują, iż większość wojskowych, która odbiera sobie życie, zmaga się nie z PTSD, lecz z problemem uzależnień, bezdomności, rozpadu małżeństwa lub związku partnerskiego.

"Pokazanie w wymiarze polskim, że codziennie na świecie ginie 22 weteranów, którzy byli na wojnie, jest dużym skrótem myślowym, którego oczywiście nie można przekładać na grunt polski. W Polsce samobójstw weteranów nie mamy dużo" - zauważył dr Tworus.

Ekspert zauważył, że misja dla każdego żołnierza jest doświadczeniem stresującym: wiąże się z dodatkowym obciążeniem obowiązkami wynikającym ze służby, realizowaniem zadań w warunkach bezpośredniego zagrożenia życia, przebywaniem w innym kulturowo środowisku, nierzadko w innym klimacie, daleko od bliskich.

Gdy stres przekracza możliwości adaptacyjne żołnierza, staje się tzw. stresem traumatycznym, swoistą formą urazu bojowego. Jego następstwem jest tzw. zespół stresu potraumatycznego - PTSD.

PTSD, jak zaznacza dr Tworus, jest ograniczoną jednostką chorobową, a sam udział w działaniach bojowych nie jest równoznaczny z wystąpieniem zaburzeń spełniających kryteria zespołu stresu pourazowego. Udział w działaniach wojennych może natomiast skutkować szeregiem następstw, które można określić mianem problemów adaptacyjnych.

"Sytuacja napięciowa wynika m.in. z rozłąki, świadomości zagrożenia, braku możliwości wpływania na życie rodzinne. () Nieobecność w kraju powoduje szereg zmian - w jednostce, w której żołnierz służy, a także w jego domu, bo żony i partnerki nabierają nowych kompetencji, a dzieci rosną. Kłopoty domowe i zawodowe często są tłumione alkoholem, co rodzi najczęściej dodatkowe problemy" - wskazał płk Tworus.

Jak zaznaczył, żaden z bezdomnych weteranów, którzy uzyskali pomoc w klinice WIM, nie zmagał się z PTSD, lecz z innymi zaburzeniami.

Jego zdaniem, żołnierzy poszukujących pomocy w dziedzinie zdrowia psychicznego jest i będzie coraz więcej.

"Nikt nie jest super odporny, choć wiele rzeczy potrafimy sobie kompensować. Życie w warunkach wojennych powoduje ujawnianie słabości, zaburzeń nerwicowych, zaburzeń osobowościowych, problemów z uzależnieniem, nieumiejętności rozwiązywania różnych codziennych problemów" - wyjaśnia ekspert.

Dr Tworus ocenia, że choć w Polsce stworzono dobre podwaliny systemowych rozwiązań na rzecz weteranów i wiele z nich jest skutecznych, to wciąż brakuje np. monitorowania losów weteranów, szczególnie tych, którzy rozstają się ze służbą.

"Weteran, który zakończył służbę, praktycznie znika z pola widzenia, dlatego trudno oszacować, ilu z zmaga się z problemami" - zauważył dr Tworus.

Ekspert wskazał, że żołnierze wyjeżdżając na misję i po powrocie z niej przechodzą badania, które w połączeniu np. z informacjami z opinii służbowej pozwalają czasami wychwycić tych, którzy wymagają pomocy.

Jego zdaniem, wielką rolę mogą odegrać instytucje powołane do wspierania żołnierzy - uczestników misji, np. Centrum Weterana. Wskazał, że powstaje coraz więcej podmiotów społecznych angażujących się w działania w tym obszarze, ale, jak zaznaczył, ich aktywność bywa niestety krótkotrwała.

Inaczej jest, jak podkreślił, z działającym nieprzerwanie od blisko trzech lat przy Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego WIM telefonem zaufania dla żołnierzy. Wojskowi i ich bliscy mogą uzyskać pomoc od poniedziałku do piątku, między godziną 17 a 20, dzwoniąc pod numer 261-817-233. Telefon nie jest ośrodkiem psychoterapeutycznym ani poradnią psychologiczno-psychiatryczną na odległość. To sposób, by - co dla wielu osób ważne - anonimowo porozmawiać o problemach i możliwościach ich pokonania.

"Telefon dzwoni częściej, gdy ponawiane są informacje na jego temat. Dobrze dzieje się, gdy numer jest przypominany. Niestety nie mamy wpływu na to, że różne podmioty nie zamieszczają o nim informacji. Szkoda, bo wiele poważnych telefonów zakończyło się pomocą w formie hospitalizacji i dobrymi wynikami" - wskazał.

Zapowiedział, że wychodząc naprzeciw potrzebom żołnierzy, osób często młodych w wieku 20-30 lat, WIM planuje rozbudować swoją ofertę pomocy o internetową formę komunikacji. "Być może będzie to jakaś forma komunikatora, z zapewnieniem pewnej anonimowości. Zdajemy sobie także sprawę, że media społecznościowe są dobrym sposobem zwiększenia grona osób, do których możemy dotrzeć z informacją. To otworzyłoby nowe możliwości" - wskazał.