Tamerlan musiał odejść

Jacek Dziedzina

|

Gość Niedzielny 38/2016

publikacja 15.09.2016 00:00

W Uzbekistanie może być
albo demokracja, albo porządek. 
Ja wybieram porządek.

Tamerlan musiał odejść

Tak mawiał zmarły niedawno Islam Karimow. Przywódca postsowieckiego kraju, który Moskwie się nie kłaniał. Sam chętnie przyjmował pokłony z Zachodu, który przymykał oczy na „wypaczenia” azjatyckiego satrapy. Ze swoją wizją państwa i rządzenia było mu zdecydowanie bliżej do Putina niż do większości przywódców zachodnich. Niedoścignionym (na szczęście dla sąsiadów) wzorem dla Karimowa był Tamerlan. Ten XIV-wieczny władca mongolski w ciągu ponad 30 lat swoich rządów podbił m.in. Persję, Irak, Indie i Zakaukazie, ba, rozgromił nawet Złotą Ordę. Wizerunki i pomniki Tamerlana, oprócz samego Karimowa, wyznaczały „artystyczno-polityczny” krajobraz Uzbekistanu po upadku ZSRR. A jednak przez długi czas to z Zachodem, a nie z pokrewną ideowo i geograficznie Rosją, Karimow utrzymywał zażyłe relacje. Partnerzy, z racji politycznych interesów, przez długi czas nie wypominali mu zbrodni, represji i innych przejawów łamania praw człowieka, których nie powstydziłby się obalony przez Zachód Saddam Husajn. Islam Karimow miał swoje wytłumaczenie: „Nie czuję się dyktatorem, ale jeśli dyscyplina i porządek są dla was dyktaturą, to i mnie możecie nazywać dyktatorem”. I dodawał: „Demokracja nie polega na wiecowaniu, lecz na tym, że ludzie wiedzą, co im wolno, a czego nie. Nie zawaham się poświęcić życia stu, jeśli zapewni to spokój i bezpieczeństwo milionom”.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.