Niedzielni katolicy

Gość Niedzielny 37/2016

publikacja 08.09.2016 00:00

Każdy ma prawo pójść w niedzielę do sklepu – i zobaczyć, że jest zamknięte.

Niedzielni katolicy

Projekt zakazu handlu w niedzielę ma wielu zwolenników i przeciwników. Tak coś pół na pół. Ja należę do tych pierwszych z wielu względów, ale głównie dlatego, że jestem katolikiem.

Już słyszę: Jak to! Ja też jestem katolikiem, a jestem przeciw zakazywaniu ludziom handlowania! Oni mogą nie być katolikami i nie można ich zmuszać do stosowania zasad naszej religii! To kwestia sumienia, a nie prawa. Wychowujmy, a nie nakazujmy. Często padają takie argumenty.

To rozczulające, jakich my mamy wrażliwych katolików. Cokolwiek by człowiek chciał w prawie ruszyć, jakąkolwiek by zmianę zaproponował – zaraz odzywa się chór zatroskanych o „innych”: o ateistów i deistów, o agnostyków i prognostyków (przepraszam tych ostatnich, nic innego mi się nie rymowało).

No jasne, że w Polsce żyją też niekatolicy. Ale gdyby tylko oni byli przeciw zakazowi niedzielnego handlu, to zebrałoby się tego góra 10 procent obywateli. I to tych 10 procent gna panie z Biedronek i innych Lidlów (w większości katoliczki przecież), żeby w niedzielę siedziały na kasie?

No nie, powodem, dla którego sklepy w Polsce są w niedziele otwarte, nie są żadni ateiści, tylko katolicy właśnie. To oni w większości organizują sobie „niedzielny wypoczynek” w sklepach, oni urządzają sobie zakupowe spacery itd., itp. To ich wygoda podpowiada im, żeby być przeciw zamykaniu sklepów. A z wygodą katolicyzm, jak widać, często przegrywa.

Oznacza to, że wielu katolików nie ma przekonania, że zasady życia społecznego, które wynikają z Bożego oczekiwania, są dobre dla wszystkich – nie tylko dla katolików. Nie wierzą, że niedzielny wypoczynek jest po prostu korzystny dla człowieka, choćby nawet nie był katolikiem.

Rewolucjoniści francuscy nie wierzyli w to do tego stopnia, że zamiast tygodni porobili sobie dekady i wolne mieli co dziesięć dni. Jakoś to się nie utrzymało – i nie tylko dlatego, że rewolucja w końcu wygasła.

Jasne, że nie można nikogo ustawowo zmuszać, żeby chodził do kościoła albo się codziennie modlił, ale nic takiego nie ma przecież miejsca. Ewentualny zakaz handlu w niedzielę nie byłby żadną opresją, jak chcieliby niektórzy komentatorzy, tylko jedną z wielu regulacji życia społecznego. Pewnie, że takie regulacje zawsze są dla kogoś jakimś ograniczeniem, ale inaczej się nie da. Tylko naiwni fani czystego liberalizmu wyobrażają sobie, że można wszystko zostawić ludzkiej przedsiębiorczości i że „rynek wszystko wyreguluje”. Gdyby nie wprowadzono zakazu handlu w największe święta, toby i w Boże Narodzenie, i na Wielkanoc naród „świątecznie wypoczywał” w supermarketach – kosztem pracowników, swojej rodziny i swojej duszy.

Regulacje są konieczne tam, gdzie ludzie żyją razem. Jak w Polsce.

Plaża bezhabitowa

Jak wiadomo francuska policja każe się rozbierać muzułmankom plażującym w burkini. Rudy Salles, zastępca burmistrza Nicei, zapowiedział, że to samo, co z burkini, będzie z habitami. Krótko mówiąc, katolickie zakonnice w Nicei albo się rozbiorą, albo będą mogły sobie morze pooglądać w telewizji. Bo religia jest „prywatną sprawą”. Jakoś nie pojawiła się u francuskiego urzędnika refleksja, że strój, w jaki się człowiek ubiera, także jest prywatną sprawą i nikomu nic do tego. Tymczasem na lazurowym wybrzeżu jest teraz tak, że możesz się opalać i kąpać w bikini, albo w kożuchu i kapeluszu, ale w habicie lub innym stroju wskazującym na twoje przekonania nie możesz nawet wejść na plażę. Ano, takie są skutki coraz bardziej panoszącej się we Francji religii państwowej. Nazywa się świeckość.

A jednak człowiek

Jaxon Buell to dwuletni chłopczyk. Urodził się z rzadką wadą: bez części mózgu i czaszki. „Zostaliśmy nim obdarowani, musieliśmy zrobić wszystko, by mógł żyć” – napisali jego rodzice. I zrobili. Przede wszystkim nie zgodzili się na aborcję, którą im sugerowali lekarze i czule się nim opiekują. Mimo prognoz chłopiec nie umarł i powoli się rozwija, co wywołuje zdumienie specjalistów. Rodzice mają nadzieję, że ich dziecko nauczy czegoś świat medycyny. Cóż, środowisko aborcyjne z trudnością przyjmuje tego rodzaju nauki, ale jednemu nie może zaprzeczyć: Rodzice Jaxona mają syna. Człowieka. Tego samego, którego aborcjoniści chcieli zabić, tylko dwa lata później.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.